Cześć Dziewczyny moje kochane
Doczytałam w końcu wszystko, w szczególności o Twoich kociakach Agusialublin, są cudne
Nie wiem dlaczego, ale ostatnio nie dostawałam powiadomień z mojego wątku, więc dopiero dzisiaj zobaczyłam cudne zdjęcia
Dziewczyny wiem, że to może dość wariacko wygląda, ale uwierzcie mi, że ja nie mam innej możliwości w chwili obecnej...
Muszę pracować ponad normę, to dla mnie i mojej Rodziny być, albo nie być...
Może kiedyś pojawi się okazja do rozmowy, to opowiem Wam co nie co...
Tak, więc muszę teraz zrobić wszystko by moje życie się zmieniło...
No tak, ja to tak chcąc nie chcąc mam teraz 2 koty...
No, bo przecież jest i Micuś, choć on raczej teraz mało bywa w domu, i jest też Kicia -Tereska (imiona robocze, na Kicię reaguje), która z kolei przebywa w domu prawie cały czas.
Dość trudny i długi temat z Kicią...
Jest u mnie i najpewniej pozostanie.
Piszę najpewniej, bo na pewno będzie wtedy, kiedy będę miała podpisany dokument zrzeczenia i będę mogła powiedzieć kilka słów tym ludziom.
W związku z tym, czy któraś z Was ma może wzór takiego dokumentu?Potrzebuję dokument zrzeczenia, a nie umowę adopcyjną.Cieszyłam się już, że w miarę udało mi się opanować ataki agresji Micusiowatego na Kicię...
Co prawda spod byka wpatrzony Micek nieustannie, a Kicia sycząca i furcząca ze strachu, ale jakoś w swoim towarzystwie dawały radę się omijać.
Niestety Micuś jest bardziej przebiegły i inteligentny niż sądziłam...
Po prostu uśpił swoją ofiarę, jej czujność i gdy przestała się bać obok niego przechodzić (ale w przykurczu i furczowatości), to właśnie ją zaatakował...
A dokładnie kiedy pisałam tego posta...
Skończyło się wrzaskiem, zasikaną przez Kicię podłogą, rozwalonym moim palcem przez Micka i ogólnym moim smutkiem i rozczarowaniem, że wcale mi się nie udało, nie podołałam niestety jak na razie ustawieniu kocich relacji...
Dodam, że to wszystko kosztuje sporo moich nerwów, a nastrój mam ostatnio wybitnie kiepski...
Wiem, że bywa gorzej, ale...nerwy się kołaczą, bo sytuacja z sąsiadami i ich ignorancją, uciekaniem przede mną, dokładnie uciekają przede mną i pozostawieniem kota samemu sobie (no mnie oczywiście, ale pozostawienie bez słowa...), Mickiem, który co chwila przychodzi poraniony (właśnie go wyleczyłam z bardzo brzydkiej rany), tymi kocimi kłótniami, to wszystko w całej mojej, niełatwej ogółem sytuacji jest dobijające...
I nie ukrywam, że serce mi pęka od długiego czasu, bo świadomość trudnych chwil się zbliża...
Pierwszej, jakże trudnej i smutnej rocznicy...
Tęsknoty, której nic nie jest w stanie stłumić...
Nawet poranne wyjątkowe przypływy miłości Kici, którą ubóstwiam nie pozwalają by sercu było lżej...
I wiem, że nie będzie...
Nigdy...
Wielokrotnie już o tym pisałam, ale mój ból ukoi się dopiero wtedy, kiedy dołączę do Zuluska...
Taka była i jest nasza miłość...
Napisałam dzisiaj chyba o wszystkim...
Pominęłam jedynie to, że na Forum bywam też niewiele, bo niewiele rozumiem z tego ogólnego niezrozumienia ludzi, którzy mają jeden cel, a krzywdzą się niemiłosiernie wzajemnie...
Napiszcie choćby kilka słów co u Was...
Uściski dla Was
