Niektórzy pamiętają pewnie jeszcze historię sprzed trzech lat, tragiczną historię Lili, koteczki porzuconej na stacji benzynowej w lesie... historię, która tym razem zakończyła się happy endem.
Kotka została uratowana, ale stan jej był tragiczny - urwana łapka, wysadzone na wierzch oko, urwana część ogonka. To wszystko po spotkaniu z jakimś leśnym zwierzęciem, prawdopodobnie lisem. Do tej pory przechodzą mnie ciarki, kiedy słyszę o jakimkolwiek kocie koczującym w lesie...
Dzisiaj mija 3 lata nowego życia Lili - życia szczęśliwego kota 
Dokładnie pamiętam, jak jechałam na stację benzynową 15 km od Rzeszowa szukać kota bez nogi i cały czas w aucie powtarzałam do siebie "kotku bądź, proszę cię bądź" (byłam już tam dzień wcześniej, był potworny upał i kota nie znalazłam). Tym razem był! Zobaczyłam tylko oko! okropne, wysadzone oko, z którego lała się ropa. Łapki tam w tym lesie nawet nie widziałam, kota wsadziłam szybko do auta i dopiero w domu zobaczyłam sterczące na wierzchu kości z urwanej/odgryzionej łapki.
tak mnie wzięło na wspomnienia.....odszukałam stare zdjęcia, ale uprzedzam, są drastyczne, można nie powiększać.
Teraz Lili jest piękna! 
Jest kochana, pieszczona i bezpieczna. Wie że to jest jej dom i wie, że nic złego już jej nie spotka. Na oczko nie widzi, wszystkie struktury w oku są zniszczone, ale na szczęście nie trzeba było go usuwać. Ale przeszłość zostawiła ślady w psychice Lili. Boi się wszystkiego, głośniejszych odgłosów, nawet suszarki do włosów i czasami jak się przestraszy miauczy i chce gdzieś uciekać. Trzeba ją wtedy wziąć na ręce, przytulić i powoli się uspokaja.

teraz


teraz


teraz

teraz


teraz


teraz
