W końcu żeśmy się przeprowadzili! Koty jakoś się zaaklimatyzowały, Pani też i TŻ też. Mamy internet, ale mobilny ponieważ na tym zapupczu gdzie teraz mieszkamy nie ma TP ani innego internetu stacjonarnego.
Zyta bardzo szybko się zaaklimatyzowała. Najpierw co prawda siedziała cztery godziny za zasłoną, ale jak przyjechała Zuzia i TŻ to wyszła i zaczęła miauczeć jakby chciała powiedzieć: zobaczcie co się stało! Potem stwiedziła, że chyba wszystko jest Ok i zaczęła szaleć radośnie, gonić za swoim ogonem, wygłupiać się

jakby wiedziła że tutaj jest dla nie lepiej. Teraz jest przeszczęśliwa ma swój ogródek, a dla kota który wychował się i żył całe swojej życie na działkach to naturalne środowisko. Jest też coś wspaniałego - cały czas otwarte drzwi na taras i można spełniać kocie marzenie czyli co chwilę wchodzić i wychodzić, Pani co prawda przeziębiła się przez te dzwi, ale co tam kot w końcu jest szczęśliwy.
Zuzia jakoś mniej chętnie wychodzi na zewnatrz chyba wolała swoje stare podwórko. Cały dzień śpi tylko w nocy buszuje. Na początku nawet wychodziła w nocy. Raz tak zabalowała że Pani zasnęła i wpuśćiła ją dopiero rano (spała w garażu). Co było najstraszniejsze - z garażu trzeba było wyść i prześć do domu a tutaj na ulicy robotnicy są i hałasują, straszna trauma. Teraz już nie wychodzi... W ogóle ci robotnicy sa straszni robią drogę i z tego powodu straszny hałas jest cały dzień. Co pozostaje biednemu, wrażliwemu kotu takiemu ja Zuzia? Wejść pod kołdrę i spać

No ale w końu chyba skończą robić tą drogę.
Oto Zytka w ogródku:


Dla tych którzy by się martwili o bezpieczeństwo niedowidzącego kota w ogórdku, wypuszcany jest tylko wdzień i Pani co chwilę kontroluje co się dzieje. Okolica jest spokojna brak ruchliwych dróg. Mieszka tez stadko dzikich kotów które nie są niepokojone przez nikogo, więć raczej wrogów kotów tutaj nie ma.