Blue pisze:Wygląda że kociaczek był potwornie zarobaczony a ten epizod duszności/padaczki mógł wynikać z zatrucia nagle obumarłymi i rozkładającymi się pasożytami - stąd nagła poprawa po oczyszczeniu się układu pokarmowego z trucizny. Glisty po śmierci rozkładają się błyskawicznie wytwarzając ogromną ilość toksyn niesamowicie drażniących, Twój kociak na dokładkę ma atonię jelit więc tym bardziej to robactwo w nich zalegało i było bezkarne
Widocznie w pewnym momencie lek zadziałał skuteczniej niż wcześniej i życie wewnętrzne wytępił.
Kto wie - może i jelita teraz nagle ruszą?
Oby![]()
Przepraszam że dopytywałam się o tego weta, ale ludzie często nie zdają sobie sprawy jakim zagrożeniem bywają dla kota nawet krótkotrwałe duszności.
Też mam nadzieję, że jelita zaczną teraz pracować normalnie - no może nie od razu, ale szanse na to chyba jednak wzrosły.
Spoko, ja pierwszy raz widziałam duszności u kota, sobotnia noc to mało sprzyjający czas na tego typu atrakcje, ale jasne było dla mnie, że do weta pojedziemy.
Wróciłam właśnie z małą od pediatry. Pani doktor potraktowała nasz problem tak poważnie, że znów jestem cała przerażona...
Mamy skierowanie na morfologię i ręczny rozmaz i z wynikiem, niezależnie od tego jaki będzie, mamy wrócić do Niej oraz mamy również skierowanie do poradni parazytologicznej, gdzie mamy zanieść ten wynik, również niezaleznie od tego, jaki będzie. Lekarka była naprawdę poruszona - mały kociak, robiący kupę w całym mieszkaniu, z gromadą glist w trzewiach. Za najbardziej niebezpieczną rzecz uznała intensywność tego kontaktu dziecka z jajami pasożytów. Można powiedzieć, że był to stały kontakt.
Moja prababcia mawiała: "Jak Pambuk chce kogoś pokarać, to mu rozum odbiera" i niestety coś w tym jest. Mi chyba odebrał.
I nie chodzi mi bynajmniej o to, żeby nie pomagać kotom, tylko o to, żeby robić to z głową i dostosować jednak formę tej pomocy do okoliczności...
