Witam w południe bardzo wkurzona
(tak,tak czasami i mnie się zdarza)...
Byłam z małżem na kontroli u chirurga...na korytarzu siedziało trochę ludzi...Zapytałam: "Kto z panstwa jest ostatni w kolejce do gabinetu?" Cisza...Ponownie spytałam...nikt nie odpowiedział...Po chwili z gab.wyszła kobieta z dzieckiem, więc wstałam i podeszłam do drzwi, zapukałam i weszłam do środka zapytać czy tu się czeka w kolejce tak jak się przychodzi, czy wyczytują...pani pielęgniarka odpowiedziała, że wyczytują...więc wróciłam do małża i usiadłam z powrotem na swoje miejsce...
I się zaczęło...
Dwóch panów mocno oburzonych na mnie... -"Jak pani mogła tak
bez pytania wejść do gabinetu?"... -"weszłam tylko zapytać"... -"Trzeba było zapytać ludzi tu siedzących"... -"pytałam"... -"Ale pani nie zapytała czy wyczytują"...

- "trzeba było powiedziec, że wyczytują a nie jak kto przyjdzie"... -"Panią nikt nie nauczył kultury"... -"nie musiał, ..." -"Teraz taaaakie chamstwo proszę pana"... -"Nawet tutaj człowiek musi się zdenerwować"... drugi mu wtórował... -"takim się wydaje, ze przyjdą i mogą włazić jak im się podoba"... -"Mogłaby pani choć ludzi przeprosić"

... -"nie mam za co"... -w odpowiedzi:"Co za beszczelność!".-
Zaczepek słownych nie było końca... -"takie to człowieka nie uszanuje"- ....
Przesiadłam się pod gab.kardiologa...tak na wszelki wypadek, gdyby mi moje dobre serce nie wytrzymało
W tym czasie pani wywołała 4 nazwiska...my byliśmy 5...a panowie dziamkali i dziamkali...
W koncu jeden się zorientował, ze kolejka mu uciekła...tam nie wyczytywali... oni dwaj nie byli do chirurga, czekali do...kardiologa....
A co się nasłuchałam to moje, jedynie moimi
pięknyma oczyma błagałam męża, zeby choć on się nie odezwał... inaczej pewnie by pióra poleciały...
