W Hiszpanii jest takie święto pomidorów, kiedy wszyscy się nimi okładają i całe miasta spływają przecierem. Ja nie musze jechać, aż tak daleko - dwa dni temu miałam to w kuchni
Mój mąż przyniósł do domu 12 kg pomidrów kupionych po okazyjnej cenie od faceta, który zaopatruje bufet w Operze Śląskiej. Wiekszośc tego zakupu pojedzie jutro do rodziny w Częstochowie, wiec wszystko zostało posegregowane w kartony a nasza czesc leżała na blacie w kuchni na tacach. Bety , która jest najbardziej płochliwym stworzeniem jakie kiedykolwiek widziałam a równocześnie bardzo spragnionym kontaktu z ludziem , pieszczot i tarmoszeń, na codzień ma straszliwy dylemat jak to razem pogodzić. Do tego niesamowitą jej namiętnością jest jedzenie wszelakie. Nie, nie to, że jest łakoma. Ją fascynują produkty spozywcze i to wszystkie, nawet takie, których nie miałaby ochoty spożyć, ale ktos je i to jest takie interesujące. Ta fascynacja zaprowadziła ją do kuchni, gdzie chyba wyczuła te nieszczęsne pomidory. No i wskoczyła na blat trafiając idealnie w tacę. Pomidory poleciały jak z katapulty rozpryskując się po całej kuchni. Kocica z przerażenia nie mogła wyrobić na zarkęcie, więc wpakowała sie w miskę z wodą. Miska potoczyła się z łoskotem a rozlana woda dopełnila pobojowiska. Najbardziej w tym wszystkim spodobał mi się Barni, który dostojnie i ze stoickim spokojem odsunął się na bezpieczną odległość, żeby nic nie zabrudziło mu futerka i patrzył wielkimi złoto - miodowymi gałami jak tójka ludzi miota się po kuchni i ślizgając się na rozciapranych pomidorach usiłuje przywócić porządek. Kocica oczywiście nie pokazała się więcej tego dnia zaszywajac się w wersalce.
Kocur jest całkowicie zadomowiony. Upodobał sobie mój ukochany "dyrektorski " fotel, na którym spędzam dużo czasu siedząc przy biurku. Jak tylko się rusze natychmiast go zajmuje i rozwala się na nim w rozkosznych pozycjach tak, że nie mam sumienia go zrzuciac, więc biorę sobie krzesło a fotel stawiam obok i co jakiś czas z zachwytem ogladam i tarmosze tę cudną kupe futra.
No cóż - dobrze mnie wytresował

- ja stwierdziła moja rodzina.
Mało tego, koteczek jeszcze się wycwanił. Jak za długo siedzę na fotelu zaczyna sie koło mnie niespokojnie kręcić po czym idzie do przedpokoju i donośnie miaukoli. No to wstaję i idę zobaczyć co tez koteczkowi się stało a koteczek połasi się do mnie, pokreci kilka ósemek między moimi nogami i hyc, już leży na opuszczonym przeze mnie fotelu.
W nocy miukoli już mniej i na inną nutę. Coś w stylu : Nuuuuuuuuudzi mi się !!!!! Noooooo kot się nuuuuudzi czy ktos słyszy !!!!!!
Jestem w nim absolutnie zakochana .
Z koteczką sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Mieszka w wersalce wychodząc nagle i niespodziewanie. Wtedy wszyscy poruszamy się w trybie slow motion, ale to i tak nie pomaga, bo jak tylko zobaczy stojącego człowieka wpada w panikę i jako komandos niskopołogowy znika w wersalce. Przy czym nie straszy się przy dotykaniu, chętnie poddaje się tarmoszeniu wszelakiemu wystawjając charakterystycznie kuperek do góry. Jak wszyscy siedzimy potrafi podejść i łasić się. Zaproszona wskakuje na wersalkę i kladzie się obok człowieka. Lubi też branie na kolana. Robi się taka miekka i mruczy ugniatajac ciasteczka. Niestety człowiek stojący ( już nawet nie mówiąc o idącym) stanowi dla niej zagrożenie i powoduje paniczny strach.
Mam nadziję ze to stan przejściowy. Kasia stwierdziła, ze kocica niedługo dojedzie do wniosku że ma na imię Niebojsię, bo to wyrażenie najczęciej słyszy w stosunku do siebie.