Astma

. Wyszłam, mimo wszelakich przeszkód, trochę wcześniej z pracy, żeby być u weta przed tłokiem - popołudniu są kolejki, zwłaszcza w urlopy, kiedy lecznica jest krócej czynna. Zidane oddychał normalnie i darł się zdrowo

. Nadworny zbadał go na wszystkie sposoby i orzekł, że żadnej infekcji nie widzi a w związku z pogoda podejrzewa atak astmy. Podobno koty w upały miewają duszności. Dostałam receptę na wszelki wypadek - i słusznie, bo pod wieczór znowu zaczął gwizdać. Szybciutko ubrałam się i zleciałam do apteki, 1/4 tabletki już w kocie.
Mam tylko nadzieję, że to przejściowe i związane z wysokimi temperaturami

.
Przy okazji na wycieczkę załapały się smarkacze. Nadworny zrobił takie oczy

jak mnie zobaczył z młodzieżą

. Obadał gnoje sumiennie, wyczyścił komisyjnie uszy, potwierdził świerzba i zakroplił. Biedna Lukrecja miała chyba jakąś nadżerkę w głębi, bo bardzo się popłakała i aż posiusiała

. W związku z tym Pan Vet przytrzymał ans chwilę w gabinecie, mimo szmeru kolejki, żeby upewnić się, że nic poważnego się nie dzieje i dzwonił pod koniec zmiany, czy malutka ok. Malutka ok, dostały na pocieszenie saszetkę conva i potem pół animondki, zjadła i śpi jak kot zabity upałem. Za tydzień powtórka, mam nadzieję, ze bez takich przejść.
Dodam, że za tę cała karawanę Nadworny policzył mnie naprawdę ulgowo
