Mam ogromny problem!
2 tygodnie temu znaleźliśmy w lesie całkowicie wycieńczoego kociaka. Zabraliśmy go do weta, okazało się że wyglodzony i słaby ale będzie żył. Został odrobaczony, wyleczyłam mu oczy i zabrałam do domu. Nasza kotka (dorosła, wysterylizowana) zaakceptowała go momentalnie.
Przytulała, lizała, bawiła się z nim i niestety nosiła w zębach we wszystkie swoje ukochane miejsca. Niestety dziś nie zdążyłam

Nie zdążyłam dobiec, maleństwo spadło głową w dół

Oczywiście uznał, że kot do uśpienia bo krztusi się krwią i prawdopodobnie ma pęknięte żebra, któe przebiły płuca. Nie zgodziłam się na uśpienie, kociak dostał zastrzyk przeciwkrwotoczny i wet oddał mi go do domu.
Natychmiast telefon do naszego rodzinnego weta, który powiedział, że kociaka uśpić można zawsze ale jeśli chcemy walczyć o jego życie to powinien być pod obserwacją, tak jak nieprzytomny człowiek. Dał nam namiar na klinikę całodobową, zawiozłam kociaka. Cały czas kociątko nieprzytomne. Doktor w klinice na Zamiejskiej w Wawie, powiedział, że maluszek ma uszkodzony ośrodkowy ukłąd nerwowy, że w tej chwili stracił wzrok a jego szanse są marne ale płuca są całe bo przez ten czas od wypadku już by nie żył gdyby płuca były pęknięte czy przebite. Powiedział, że te zmiany neurologiczne mogą się cofnąć ale szanse nie zbyt duże. Maluszek ciągle nieprzytomny.
Mam zadzwonić jutro ok. 9.00 Pocieszcie mnie, jestem załamana i nie mogę dojść do siebie.
Bardzo liczę na to, że jednak Bąbelek jest silny, wykarmiłam go strzykawką, ostatnio nauczył się jeść kocie mleczko ze spodeczka nabrał sił i z wychudzonego kociaka stał się słodką kuleczką....jest taki piękny...