No Kassja miała dziś kolejną ciekawą ( i aromatyczną

) misję.
Pewnie sama powinna napisać, ale co mi tam. Też mogę napisać, też wąchałam
Walczymy z Żówią tj próbujemy to stado rozdysponować żeby nie wyszło że przeniosły się z tego syfu i teraz całe lato spędzą w ciasnych klatkach. Pojechałyśmy do Canvetu żeby zabrać 4 szt i przeprowadzić do Boliłapki skąd mają na dniach wyruszyć na fajne agro. Kotuchy biedne strasznie

Oczy jak 5 zł (w sąsiednim pomieszczeniu szczekają psy), wciśnięte w kąt klatek. Rozpacz

Ledwie się toto udało popakować. Oczywiście coś się po drodze sfajdało.
Nie było w nas aż tyle optymizmu by wierzyć że uda się nam to w aucie doczyścić. U Renaty (szczepienie) doceniłyśmy klatkę iniekcyjną. Po kolei były tam przeprowadzane, szczepione (powinny być jeszcze zanurzane w wannie z aktywną pianą, ale tej opcji akurat klatka nie miała )

Wrażenia estetyczno - zapachowe - bezcenne. Renata ze stoickim spokojem tylko położyła na stole rękawice spawalnicze i zmieniała ligninę pod klatką.
Tylko jedna kota była na tyle tolerancyjna że dała się zaszczepić bez użycia sprzętów

Następnie koty pojechały do Boliłapki - zostaną wykastrowane i mam nadzieję zintensyfikują prace nad odzyskaniem kociego wyglądu ( i zapachu)
Zabrałyśmy 4 kocice z Boliłapki (wczorajsza dostawa Kassji) i wymieniłyśmy na 4 kolejne, nówki nie śmigane chętne do wycięcia macicy. I co? i co? na odcinku 1 km, no, może nawet mniej co zrobiły? Sfajdały się
Stres wiadomo. ale 2 razy w ciągu jednego dnia. Ech...Samochód wietrzymy.
Jakby ktoś słyszał o jakiejś miłej agroturystyce to zostało jeszcze 5. Bardzo potrzebują miejsca.