Mam chwilę to opisze poród

W skrócie jest tak:
1. 21:15 rudy 113g
2. 22:05 lila 98g
3. 22:25 lila 100g
4. 23:25 czekolada 95g
Wszystkie urodzone tyłem.
W niedzielę był 65 dzień, więc niedzielę i poniedziałek siedziałam plackiem w domu. We woterk już musiałam wyjść i gdy wróciłam z córcią z budowy to Vanilka podniosła raban. Miau, miau, miaaauu MIAAAUUUU. Poszłam z nią na górę do sypialni, a ta jak pies przy nodze za mną i myk do porodówki. Głaszczę, gadam. Pogoniłam zaglądającego Budrysa. Po chwili Vanilka wybiegła, pogoniła Migdała i wróciła. O! Coś się dzieje! Ale że w sumie nic się nie działo, a ja umierałam z głodu, to zeszłam do kuchni zjeść. Vanilka za mną i MIAUU MIAUU, leży i zaczyna ciężko oddychać. No to ja talerz w rękę i znów do sypialni. Odszedł czop, a raczej kawałek, bo mało było. Głaskanie, masowanie, zaczęły się pojedyncze skurcze. Odeszło trochę wód. I prze coraz bardziej w końcu widzę pęcherz! Ale nie wyparła, no to czekamy na kolejną serie skurczy. Kociak idzie dupką. Wyparła większość, ale skurcze minęły, ta się kręci, drze jak zarzynana, Budrys mi wleciał sprawdzić co się dzieje, jak go wywalam, ten wraca, ta się drze i prze. Brrr. Trzymałam go w ręku i powtarzałam po cichu "spokojnie, pęcherz jest cały, lekko ciągnąć na skurczu, jak pęcherz cały to nie panikować i dać urodzić". W końcu wyszedł rudzielec. Vanilka do mycia siebie, a ja do obrabiania kociaka. Parę sekund trwało zanim rudy załapał, ze ma oddychać regularnie a nie tylko a moją prośbę

Ale zakumał o co chodzi, Vanilka po podmyciu tyłka zjadła łożysko i wylizała syna. Potem syn poszedł się suszyć na poduszkę, a ta znów zaczęła dyszeć i przeć. I znów kociak szedł tyłem, nóżki wierzgały w błonach. Ale tym razem bez problemu urodziła, tylko łożysko nie wyszło od razu, więc odessałam go wiszącego na pępowinie. Ale kociak po rozerwaniu błon właściwie sam zaczął oddychać. Lilak. No to mamy widzianą na usg parkę i gdzie jest moja czekolada?

Szybko jednak dało się zauważyć, ze to nie koniec i 20 minut później urodził się znów tyłem znów lilak. Tym razem łożysko wyszło od razu, mama myła siebie, ja odessałam kociaka, który to uznał, że zamierza wybić się inteligencją na tle tego miotu i jeszcze mokry znalazł cyca

Bo w tym samym czasie suche rude darło morde, ze chce jeść, ale jak ma to jedzenie zdobyć!?

I wtedy było PFFFF i siadł prąd w całym domu <roll> Ja z czołówkę i świeczką wpatrywałam się w Vanilkę, która wyglądała jakby jeszcze miała zamiar coś urodzić. Na szczęście zbierała się z godzinę, a w tym czasie prąd wrócił.
Po godzinie już z mniejsza ilością sił urodziła czekoladkę, znów tyłem. Czekoladka przez parę sekund napędziła mi stracha, bo nie chciała oddychać. No ale to z 10 sekund może. Potem już dzielnie maluszek piskał, łaził i szybko poszedł przytulać się do rodzeństwa.
Vanilka jeszcze chwilę podyszała, co przyprawiło mnie o lekki zawrót głowy "miały być dwa a będzie pięć?!". Ale szybko się uspokoiła, zabrała za mycie i uznała poród za zakończony

Pewnie ciekawi jesteście płci? Ja też

Rudy jest facetem, bo inaczej być nie może. W nocy wszystkim pisałam, że są same chłopaki. Rano za chłopaka uznawałam tylko rudego, lilaki raczej za panny, czekolade za cosia

Na teraz uważam, że tylko jedno lila jest panną. To trzecie co od razu ssało

Także wielka szkoda, ze nie ma mojej wyczekanej panny h lub b, ale trudno. BARDZO się cieszę, że poród przebiegł pomyślnie i mam piękną czwóreczkę. Bo że jest piękna chyba nikt nie wątpi?
Po prawie dobie kociaki przybrały od 8 do 16g
