Cześć Dziewczyny
Dziękuję Kochane, że podzieliłyście się ze mną swoimi doświadczeniami.
Niestety ja mam dość nietypową sytuację...
Micuś traktuje nasz dom, jak swój, ale spędza w nim bardzo mało czasu.
Czasem przychodzi i prześpi się na baranku 1-2 h (zimą dłużej, bo i na noc zdarza mu się zostać), ale większość czasu spędza na tarasie albo ogródku, a potrafi też zniknąć na 2-3 dni.
Tak, więc nie mam możliwości by móc cokolwiek zastosować, bo nie mam Micusia i Tereski razem w domu cały czas.
Wydaje mi się, że jest to trudniejsza sytuacja, ale mogę się oczywiście mylić...
Wczoraj i dzisiaj udało mi się jakoś to wszystko opanować, ale w sposób niełatwy i dość uciążliwy...
Rano karmię oboje: Tereska w domu, Micuś na tarasie.
Następnie wynoszę na rękach Tereskę na podwórko, a ona szybko ucieka na działkę obok - do "swojego domku"...
Później, w zależności od pogody zostawiam ją na dworze, albo w domu (zwykle była wcześniej cały czas na dworze).
Po powrocie z pracy, i Micek, i Tereska biegną do mnie z dwóch działek, ale są tak zaabsorbowane moim widokiem, że nie widzą siebie nawzajem, więc jakoś się udaje.
Następnie karmię jak wyżej i albo wynoszę Tereskę na oczach Micka z domu przy czym go głaszczę (mówię przy tym bardzo dużo, bo ja bardzo dużo rozmawiam ze zwierzętami), albo przynoszę Tereskę i tak samo wygląda cała sytuacja.
Wczoraj Micuś czaił się, żeby znów natrzaskać Teresce, ale moje "nie wolno" podziałało.
Tyle, że to było na dworze.
Dzisiaj miał wszystko gdzieś...
Niestety przez to wszystko Tereska, kiedy widzi Micusia, to prycha i syczy, a co ważniejsze nie ma szans by sama wyszła z domu albo do niego wróciła.
A PROBLEM jest...
Nie chcę pisać na Forum wszystkiego, ale przyznaję Wam rację i biję się w piersi...
Miałyście rację, a ja znów durna, idiotka, zaufałam ludziom...
"Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta..."Tereska nie ma domu, tzn. prawdopodobnie nie będzie mogła wrócić tam gdzie mieszkała...
Być może coś się jeszcze zmieni, ale w sumie mnie to już nie bardzo obchodzi, bo jak mogłoby w takiej sytuacji...
Jeszcze się tylko po weekendzie "wyżyję", bo to mam w planach...
Niemiłosiernie żal mi tego kotka...
Nie wiem, co będzie, bo mój Brat nic jeszcze nie wie.
Wyjechał, więc dowie się po powrocie (wtorek - jeśli odwagi mi nie zabraknie...) i nie wiem, co będzie...
Pocieszam się, że sam pozytywnie i dość wyjątkowo reaguje na tego wyjątkowego kotka...
Będę szukać domu, ale obawiam się, że...
Im dłużej Tereska będzie u mnie, tym bardziej nie będę już w stanie...i pewnie dom się nie znajdzie...
Chyba (może się mylę...) największy obecnie problem, to żeby koty się dogadały...
To martwi mnie teraz najbardziej...
Dodatkowo niestety martwi mnie też (pewnie jeszcze niepotrzebnie...), że wczoraj i dzisiaj Tereska wymiotowała...
Cóż, Deja Vu...
Wiem, że to nie to, ale dziwnie mi jakoś na duszy...
Mam nadzieję, że to stres związany z całą sytuacją, a przede wszystkim ostatnim atakiem Micusia i nic więcej.
Zobaczymy, co będzie dalej...
No, to tyle u mnie...
Się narobiło...
A tydzień był tak zwariowany, że jeśli nie padnę niedługo, to nie wiem, czy się obudzę w ogóle w weekend...
Miłego wieczoru, w sumie już nocy
