Jestesmy.

W zawieszeniu przez czas jakis - bo w strachu czy pp czy nie pp...
Test ujemny, ale kontakt z wirusem moglam miec, wiec biegunka Zuzy z dzieciakami trzymala mnie w mocnym stresie. Na szczescie, Zuza i dzieciaki maja sie dobrze.
Wczoraj Szarotke zawiozlam do nowego domu, na dokocenie kilkumiesiecznej Kluski. Prawdopodobnie zostanie tam Pyza.

Rowniez inne koty maja potencjalnych "starajacych sie", ale wole nie cieszyc sie domami zanim jeszcze nie zawioze kotow. Kciuki dla tymczasow zawsze wskazane.

W garazu mam dzika Lucerne z 5 pingwinich klonow. Lucerna po kwarantannie pojedzie na sterylke, nie bardzo wiadomo czy bedzie mogla wrocic na swoj teren.

Dzieciaki maja 6 tygodni, jeszcze nie zdziczaly, ale tylko jedno ciekawskie przychodzi do mnie, reszta tylko sie przyglada. Wieczny dylemat - kiedy zabrac maluchy od dzikiej mamy, zachowujac rownowage miedzy fizyczna odpornoscia a prawidlowa socjalizacja z ludzmi.

Siedze sobie teraz na kawie z ogrodowcami. Zdziwilam sie duza iloscia much nad krzakiem, zajrzalam pod galezie, a tam znowu ptasie rozkladajace sie truchelko.

sprzatanie tez sama przyjemnosc, bleeeee...
Dlaczego te paskudy musza polowac i zabijac, skoro nie jedza swoich lupow?
