Kochana Koty z Narni... niestety nawet nie chcę pisać, co się teraz dzieje... a że jestem rozpaczliwiec i płaksa to... eeeech....
Nie mam siły też pisać o Żubrze, przepraszam
Na domiar wszystkiego wczoraj wieczorem nastąpiła nieoczekiwana przemiana Żubra w dzikie zwierzę...
Nieoczekiwana, bo ona zawsze jest nieoczekiwana...
A trudniej mi się nad tym wszystkim myśli, bo i tak ledwie głupimi łapskami powłóczę...
No nic, po prostu nie będzie łatwo...
Nie będzie łatwo, bo Żuber kotów nie kocha... choć nie spotkałam się z ty, żeby atak Zubrzej paniki i agresji nastąpił w kierunku kota...
Nie będzie łatwo, bo żuber jak na moje tępe rozumienie został poważnie skrzywdzony. Myślę, że był bity i karcony (może w tym domu na wsi, może we wszystkich)... i jak włączy mu się program... "zabij wszystko co się rusza" to realizuje to skutecznie szybko i panicznie
I to naprawdę ten program, bo jeśli zastygniesz i nie wykonasz żadnego ruchu Żuber nie zaatakuje.
Smutno mi bardzo, bo wszyscy chcielibyśmy, żeby Żubrza trauma zniknęła raz na zawsze... ale tak nie jest...
Niestety, miałam wczora gołe i bose nogi to Żuber mi troszki krwi upuścił... On bije pazurem ale mocno, celnie... i wściekle...
Biedne to Żubrzaste...
Napiszę pokrótce jakie błędy zrobiłam
- co spowodowało pierwszy żubroatak, dokładnie nie wiem
- jakiś czas wcześniej pogonił Mućkę, zamnknęłam Mućkę w kuchni, Żubra do pokoju...
Dużó, dużo później chciałam wciągnąć kwękającego Żubra na kolana co cały czas robię i Żuber się na kolanach rozpycha...
i tu był Zonk... niesprawnie wzięłam... zawsze tak robię, bo Żubr duży i nieporęczny... było hasło ataku... ale że siedziałąm na kanapie przy laptopie... Żuber obwąchał mi ręce i... sprawa wydała się rozwiązana...
Wstałam do drzwi... Żubr przypuścił szturm i wbił mi pazura w palec od nogi...
Wyszłam... za jakiś czas wypuściłam Żubra już skruszonego i milusińskiego żeby sobie poganiał....
Wieczorem zabrałam Żubra rozwalonego na podłodze na ręce i zaniosłam do jego gawry. Był miły i słodki.
Poszedł na swoje stanowisko obserwacyjne na oknie... J awyszłam obsłużyć Mućkę. Zawróciłam do Żubrzastego, poprzytulałam się z nim jak siedział na oknie, chyab obserwował koty, zgasiłam światło, ale że Mućka coś kwiczała za drzwiami, po ciemku poczłapałam się do drzwi, chyba wpadłam na miski, może na Żubra, a może on na mnie... bo w ciemnności zostałam zaatakowana nagle, szybko i po nogach...
Poczułam się jak w horrorze... Ciemno, nic nie widzę... rozróżniam Żubra po warczeniu i śpiewie... chcę wyjść.... ale wiem z doświadczenia, ze dopóki się nie ruszam ataku nie będzie. Ba, żubr nawet wycofał się pod krzesło ale dźwięki są dzikie.....
Włączę światło, mogę sprowokować Żubra..... a muszę wykonać kilka czynności... otworzyć drzwi i wyjść...
Zrobiłam to powoli... Żubr nie zaatakował...
Nie wróciłam już oczywiście do gawry...
Spałam gdzie indziej (notabene, Renifera nie ma już drugi tydzień... jesteśmy z kociastymi sami)...
Dziś oczywiście poczłapałam się nakarmić i pocieszyć płaczącego Żubra...
Przepraszam za chaotyczny i głupawy opis. Tak się trafiło, że mam okres smutku i beksowania...
Moje wnioski naprędce
- cokolwiekbny nie spowodowało agresji żubra... przyczyna jest bardziej skomplikowana
- żadne obróżki fermonowe, Feliwaye.... nic tu nie pomogą... i nie pomagają... zresztą stosuję te wszystkie wyciszasze bez przekonania... Ja nie mam niestety żadnych pozytywnych doświadczeń ze stosowaniem tego typu środków... ale cżłowiek chwyta się każdego sposobu...
- była krzywdzona, tego jestem pewna
- włącza się progma przemiany nudnego i upierdliwego Żubra w dzikie zwierzę...
- było tak nudno, że nie miałam co pisać... a tu... w momencie transformacji... niestety jak widać Ż€br atakuje także mnie
- daję radę oczywiście, nie mam do Żubra żadnych "pretensji"...
- Nawet do głowy mi nie przychodzi żeby go "karać"... jedyna droga to unikać, unikać takich sytuacji, żeby ta przetarta droga do agresji została zatarta....
- pewnie łatwiej byłoby w domu bezkocim ale również w miarę możliwości małoludzim i z możliwością poświęceniu ZUbrowi całego morza czasu jak ja to nieudolnie staram się robić...
- atak jest napędzany przez strach... to też jest dla nas wszystkich jasne...
- nie wiem kiedy zaryzykowałabym wizytę dzieci u Żubra.... Zrozumiałe jest samo przez się, że taki eksperyment w najbliższym czasie jest niemożłiwa.
DURAFIDE - to jest słowo, które napisał Żubr wchodząc mi na klawiaturę...
Postaram się odezwać mimo problemów innej, nie żubrzej natury...