Renuś pisze:Tak naprawdę czuję jakby ktoś mi w pysk szczelił. Zebranie pieniążków na drogę po Miecia było naprawdę trudne, ale się udało. Wszystko już było ustalone i poukładane na niedzielę a tu dzisiaj czytam, że Miecio już ma domek. Oczywiście bardzo się cieszę, że tak się stało bo tak długo na niego czekał. Niemniej jednak zrobione to zostało troszkę nie fair. Jeżeli były jakieś wątpliwości to trzeba było od razu powiedzieć a nie dawać złudne nadzieje. Tak bardzo się cieszyliśmy na Miecia.
Kto pierwszy ten lepszy?? ale nie w ten sposób!!!
Bardzo proszę nie wklejać fotek Maćka na forum.
Ale to nie było perfidnie ukartowane,czy tygodniami ukrywane.Wczoraj pewna pani przyniosła do nas dwa kociaki,które znalazła w lesie,przy okazji chciała poznać Miecia,o którym gdzieś tam czytała,bo o Mieciu nie piszemy tylko tu na miau.Zakochała się,porozmawiała z mężem i dziś zadzwoniła i zapytała czy mogłaby go zaadoptować.Stwierdziłyśmy,że jest blisko,więc można spróbować(właśnie przez drugiego kocurka w domu) i się nie udało.Teraz przynajmniej wiemy,że Mieciu nie nadaje się do domku z innym kocurem.Jeżeli by pojechał do Ciebie w niedzielę,a my takiej wiedzy jeszcze wczoraj nie miałyśmy to zapytam się ciebie:-Co zrobiłabyś z Mieciem,czy masz miejsce,gdzie mogłabyś go umieścić,jakby w domu u ciebie nie mógł zostać?
Oddając zwierzaka do adopcji musimy rozważyć różne opcje,także te,że zwierzę do nas wróci,a nas niestety na transport nie stać,wątpię,czy Ciebie byłoby stać,by po paru godzinach przywieźć do nas z powrotem.
My po prostu chcemy dla naszych zwierzaków jak najlepiej,a nie zawsze się to udaje.Dziś jechałyśmy 20km w jedną stronę,by odebrać z domu stałego sunię,która podobno agresywna do innych psów,strasznie ciągnie na smyczy i pani z małym dzieckiem nie dawała rady z nią na spacery wychodzić,a oprócz tego sikała w domu.
Weszłyśmy do domu po psa,a ona kładła się nam pod nogami i rzeczywiście się załatwiała.Gdy wyszliśmy od byłych właścicieli sunia zmieniła się nie do poznania,stała się radośniejsza,nie ciągnęła w ogóle na smyczy,wręcz pilnowała się nogi i na każdy gwizd reagowała powrotem do nogi.Moim zdaniem ewidentnie była przez nich bita i załatwiała się ze strachu,druga sprawa to taka,że jak pies wybiegany i załatwiony na dworze to i w domu nie robi.Pół godziny później byliśmy u siostry mojej na ogródku i puściłyśmy młodą z mojej siostry psiakiem,bawiły się jak dwa szczeniaki-dwa ponad 30kg szczeniaki ganiały między krzakami,latały wokół fontanny,skakały na siebie,w ogóle w zabawie nie używając zębów-i to były psiaki,które widziały się po raz pierwszy w życiu.
Co byśmy zrobiły w tej sytuacji,jakby psiak był kilkaset kilometrów od nas,nic,pies nadal byłby bity,karcony i przetrzymywany w komórce 1m2,bo nie byłoby jak tam dojechać

Tak więc nie gniewaj się na nas,nie bądź na nas zła,po prostu zawsze próbujemy wybrać lepsze rozwiązanie,to nie nasze widzimisie.