dziękuję jeszcze raz wszystkim za ciepłe słowa, za porady, za kciuki

...życie bywa czasem tak okrutne, gdy zabiera kochanych ludzi i zwierzaki...ona tak dzielnie walczyła, to ja miałam chwile zwątpienia ale patrząc na nią jak daje się leczyć, jak przyjmuje to ze spokojem na nowo wierzyłam, że się uda...niestety zabrakło nam czasu
...dziś chcę porozmawiać z lekarzem o sekcji...chce wiedzieć co zabrało mi koteczke, czy coś zaniedbałam, czy coś mogłam lepiej a przede wszystkim czy był to ten cholerny fip

...za jeszcze jedno jestem jej wdzięczna, że to ona podjęła decyzję kiedy odejść, decyzję dla mnie przedwczesną, bolesną, straszną ale jeśli ona uznała, że nie ma już siły walczyć to pewnie tak było a ja może chciałabym zrobić coś jeszcze, podać jej coś jeszcze i przedłużyć może tym jej cierpienie, bo mój ból tu się nie liczy...szkoda mi synka, który tak za nią rozpacza i że nie mam ogródka, w którym mogłabym ją pochować...
