


Piotr przyszedł, obczaił wszystko. Zamek zepsuty (ale jest zamknięte, jakoś pan Edmund zostawił to w formie zamkniętej), zasłonki plastikowe zerwane.
Jutro Piotr będzie robił wielką kłódę. Prąd do tego celu potrzebny będzie ciągnął od pani Eweliny, mojej sąsiadki, którą postawiłam w stan gotowości (sama mam jutro piekło w pracy i w żaden sposób nie mogę, poza tym mieszkam w innym budynku i wysoko - za daleko).
Piotr mówi, że jak się ten kretyn wkurzy, że nie może zepsuć zamknięcia (zeszłej wiosny psuł to chyba cztery albo pięć razy), to podpali całość, bo tam jest materiał łatwopalny (budki, na przykład).
Ale nie widzę rozwiązania. Nie zamieszkam tam, choć parę razy myślałam, żeby tam zamieszkać. Trzymajcie, proszę, kciuki. Ciężko być partyzantem, ale to już wiadomo.