U nas koszmar ziszczony. Wczoraj zepsuł się jeden czarny kotek - z tych miłych inaczej, niedotykalnych salonowców

Wywaliło mu 3 powiekę. Poza tym innych objawów brak - jak zwykle żarł, sikał, kupska walił i spylał przede mną z nadświetlną

Moje modły o samonaprawienie kotka nie zostały wysłuchane, dzisiaj nadal był zepsuty. Na szczęście nie bardziej.
Co niestety oznaczało, że po południu musieliśmy go odłowić.
W trakcie polowania był wrzask, prychanie, pazury, gryzienie i obszczany parapet

W lecznicy na szczęście był grzeczny.
Ma jakąś paskudną wirusówkę, spojówki rozpulchnione i czerwone oraz podkrwawiające dziąsła. No i osłuchowo szmery, ale to akurat standard - on ma trzepnięte płucka.
Nie było wyjścia, rozstawiłam w pokoju klatkę i zapakowałam czarnego do środka.
Kotek pożarł antybiotyk w bozicie.
Po czym oprotestował zamknięcie robiąc kipisz w klatce. Latało wszystko - miski, kuweta i gazety.
Wylana woda pięknie połączyła się ze żwirkiem tworząc na kotku szarą skorupkę

Wyskubać się tego nie da, marze się.
Wytrzeć też nie idzie.
Na ile się dało, wyczesałam szczotką, ale potem dostałam kontrolnego klapa i zabrałam ręce.
W międzyczasie podstępnie zakropliłam oczy.
Szary kotek właśnie drze nową gazetę

I wyje
