Duża mówi, że bardziej, niż "jak zwykle".
Fasolka nadająca z szafyWłaśnie wracałam do domu, wcześniej o wiele, niż normalnie we wtorki. A to dlatego, że część mojej wtorkowej pracy w związku z euro przesunęłam na jutrzejszy poranek, bo musiałam. Dojechałam do Nadodrza (wrocławianie wiedzą, gdzie to) i zastanowiłam się głęboko, bo się poczułam, jak na wsi - taka cisza. Pracuję w ścisłym centrum, dziś przyjechało o wiele więcej Czechów, niż w piątek. Czesi i tak są o wiele normalniejszymi ludźmi, niż kibice rosyjscy (generalizując oczywiście), ale tłumy były straszne i hałas nie do wytrzymania dla normalnego człowieka, czyli dla mnie.
Niedaleko domu widziałam pana z czarnym kotem idącym grzecznie w szeleczkach. I to tak grzecznie, że otworzyłam oczy, o tak
pan powiedział mi, że kot jest ze wsi i musi wychodzić, to jest wyprowadzany na spacery.
Ale cisza. Jak ja kocham ciszę. Pewnie potem nie będzie już tak fajnie, bo będą wracać ze strefy i wrzeszczeć przed telewizorami, ale na razie jest spokój.
duża
Jak byłam bardzo młodą kotką, duża chciała nauczyć Pralcię i mnie chodzenia w szelkach na spacer. Bardzo nie chciałyśmy, a ja najbardziej i duża mówiła na mnie "mały Gandhi".
Frania... mały Gandhi, bo Frania stosowała bierny opór, kładła się na boczku i pokazywała, że nadeszły najstraszniejsze chwile jej życia. I w ten sposób dziewczynki nie nauczyły się wychodzić w szelkach, na szczęście dla mnie, bo nie wiem, kiedy miałabym z nimi chodzić.
duża