Dobrze że je wyciągnęliście
Ja z dzikami mało miałam do czynienia, chociaż w ciągu dwóch lat dwukrotnie (niestety tylko motoryzacyjnie)
Pierwszy raz właśnie dwa lata temu, jak wracaliśmy z siostrą i szwagrem z Chorwacji, wiadomo, droga długa, nic się nie działo, już jesteśmy w Polsce, już niedaleko prawie domu (Zielonogórskie) taki dość wąski asfalt przez las. Ja siedziałam z tyłu (wiadomo bez pasów

) i nagle, głowa moja, nie wiadomo jakim sposobem znalazła się prawie za przednimi siedzeniami

tak siostra zahamowała. Okazało się, że całe stadko właśnie dzików przemykało przez jezdnię, locha z małymi prawie już przeszła, ale biegł w naszą stronę, jeszcze kawałek za nimi, samiec. Mało brakowało, a uderzył by w koło z boku, nie pamiętam dobrze jak to było, ale chyba zawrócił i uciekł w drugą stronę niż reszta. Całe szczęście, że moja siostra jest bystra i ma refleks.
Drugi raz, to teraz na wiosnę, jechaliśmy PKS-em. Droga tym razem biegła bardziej przez pola i miedze najwyżej, lasy też, ale nie przy samej drodze, za to droga, taka, hym, asfalt po jednej stronie, a z drugiej ubite ha, ha - bardzo mało uczęszczana (mija się nią takie biedne wioski, bez dofinansowania z unii), był półmrok już, w sumie, (to jeszcze chyba zima była, jak przed szóstą ciemno). I tak jak poprzednio, hamowanie - ale lekkie tym razem

I tak staliśmy sobie na drodze grzecznie, i czekaliśmy, aż stadko przebiegnie drogę do ostatniego warchlaka (tak mi się wydawało, że małe też były) i autobus ruszył, i pojechaliśmy, i wszystko to wydawało się nieco surrealistyczne he, he Taki autobus w pustce przydrożnej, przepuszczający dzikie zwierzęta, które maja pierwszeństwo
