Szenila pisze:najszczesliwsza pisze:Zaznaczam wątek.
I w świetle dotychczasowych informacji podanych w wątku wykluczam możliwość, by moje koty zostały kiedykolwiek dawcami.
I nie ja jedyna.
i oczywiście przestaniesz też sterylizować koty, w tym aborcyjnie (narkoza, która zawsze jest ryzykiem+ jeszcze ryzyko krwotoku większe niż przy normalnej sterylce)

Nie przestanę. Bo ufam mojemu wetowi i jeśli jakaś kotka zejdzie mu na stole, bądź nie wybudzi się z narkozy, to właśnie dlatego. A tutaj ewidentnie ktoś popełnił straszny błąd, pytanie czy osoba, która zawiozła kota do lecznicy, by oddał krew, czy sama lecznica. Wiem jak pobiera się krew na surowicę, więc nie rozumiem co stało się z Sarą. I pomimo, że nigdy nie pozwolę żadnemu kotu pod moją opieką pobierać krwi pod narkozą, to i tak wątek sprawi, że będę się bać. Bo widać co innego procedury, a co innego faktyczne działanie weterynarzy.
**megan** pisze:Bycie kocim dawcą nie jest OBOWIĄZKIEM.
Owszem, bycie dawcą nie jest obowiązkiem. Ale do tej pory w moich oczach był to na tyle nieinwazyjny zabieg (mówię o pobraniu krwi na surowicę), że sądziłam, że obowiązkiem każdego kto ma kota spełniającego wymogi, by został dawcą, a dawcy poszukuje się w okolicy jest choć pomyśleć o tym, by jego kot mógł innemu pomóc.
**megan** pisze:A sterylizacja aborcyjna jest uśmiercaniem niewinnych kociąt.
Nie jest to wątek o sterylizacjach aborcyjnych. Rozumiem, że u ciebie normą jest, że kotki rodzą, a kocięta zasilają pulę bezdomnych? Które są ratowane przez wolontariuszy, oraz przez osoby prywatne, leczone wielkim nakładem sił i środków na m.in. panleukopenię? Tak wielkim, że Sara zapłaciła za to życiem? Więc... niech rodzi się więcej kociąt, a więcej kotów dawców w wyniku błędu właściciela, bądź błędu weterynarza straci życie oddając krew, by uratować kolejną kocią biedę ze śmietnika? to czym sobie na taki los niewinne kocięta zasłużyły? Człowiek odpowiada za to, co oswoił. Sterylizacja aborcyjna jeszcze długo pozostanie jednym z kluczowych sposobów zapobiegania rozmnażaniu się kotów wolno żyjących, których jest wciąż za dużo.