Tyle razy Żuk łamał wszelkie prawa przyrody. To kot niezwykły.Choć ja nie jestem obiektywna.Mam nadzieję,że mu się i teraz uda.Chciałabym tylko wiedzieć kiedy muszę pozwolić mu odejść jeśli zajdzie taka potrzeba. Chciałabym by nas nie zaślepiła miłość do niego i zwykła ludzka zadziorność oraz chowanie głowy w piasek. Już raz nie pozwoliliśmy mu odejść i cały czas się zastanawiam jak jest
bele jak czy dobrze zrobiliśmy.Ale jak patrzę na niego jak bawi się i szaleje to chyba dobrze.Chyba
Przy Żuku zeszły na dalszy plan inne sprawy.Zrobiliśmy się nie jako jego niewolnikami.Leki musiały i muszą być podane na czas, żarełko przetarte i podane...Zawsze ktoś musiał z nim być. Zawsze jest pierwszy w obsłudze.W w rannym karmieniu też był zawsze pierwszy.Bez pardonu dostawał lepsze żarełko i nawet nie miałam wyrzutów sumienia patrząc na śliniące się inne mordki

Wczoraj złapałam się na tym ,że wytarłam pupinę, wytarłam rękę co tam się
mazła i...dopiłam herbatę. Toć to obrzydliwe zwyrodnialstwo

. Tak do goownianej rzeczywistości przywykliśmy,że zrobiło się to nienormalnie normalne.
Żuk teraz śpi.Przekłada się w inny kat i śpi.Nie dostał nowych leków i zaleceń. Prócz tych co napisałam.Mamy rozpieszczać.Więc w myśl tej idei wyjęłam saszetkę Felixa (ciociu Iwonko

) z kurakiem i zaczęłam przecierać. Ręka mi prawie odpadła a w misce dopiero się pojawiła mazia. Żuk stoi jak głodny wyrzut sumienia, stado stoi i łyka ślinią.A mnie się bąble już robią ,bo tego kuraka nie mogę przez sito utrzeć.Jakaś stara,latająca po polach kura musiała być.

Coś tam wydziergałam,Żuk zeżarł jednym momentem i czekał na dokładkę.Wyjęłam inną ,bardziej przecieralną saszetkę.Nie zeżarł.Widać wielbiciel kuraków twardych i żylastych z niego jest.
Reszcie stada pieczołowicie po łyzi dałam tych zakazanych dobroci.W dużych pojemniczkach. Zlizując resztki mocno się natrudzili i nie prosili o jeszcze.