nie pochwaliłam Wam się, ale w piątek wieczorem Misiek wrócił do swojej Pańci
i nawet ją poznał, i się przytulił natychmiast, i brzuszek wywalił, ale do auta wsiąść nie chciał

pojechał zaopatrzony w nową miskę i puszorek, kosteczkę do ciumkania, kabanoski i mięsną tackę z
Kalafiora - to na wypadek gdyby po ponownej przeprowadzce nie chciał jeść - zawartość wali tak, że mnie się zbiera na mdłości, a psy i koty dostają amoku w oczach i chodzą sobie po głowach, byle tylko się dorwać do tego paskudztwa.
Tak więc od soboty znów jesteśmy same-jedne, czyli 2+3+1

miałam dziś od rana chwilę czasu i przeleciałam wzrokiem po kilku wątkach. Aż w dwóch - kocie zasmarkańce. Z nosa woda cieknie, oczy łzawią - no katar jak byk. I tu dochodzimy do zawartego w tytule wątku stwierdzenia o niewystarczającej trosce kocierzyńskiej własnej. Bo otóż - pisząca te słowa - nie przejmuje się katarami i bolącymi gardłami swoich rezydentów. Nie skarży się, nie pyta o rady, ba! nie leci nawet do weta!!! nie wiem, co to się porobiło

Podziwiam dziewczyny za zaangażowanie. Serio, serio! ja daję rutinoscorbin i/lub immunostymulator i zaklinam los, żeby przeszło. Kiedy mi odbierzecie zwierzaki? będę mieć w końcu spokój
