Pozwolę sobie odświeżyć.
Wstęp będzie przydługi, właściwie umiarkowanie konieczny merytorycznie
W domu kotka pojawił się jak miałam koło 7-8 lat, przygarnięty z Warszawskiej piwnicy jako mały - siostra babci wytrwale i od lat, poza trzymaniem zmiennego stada koło 10 kotów w domu dokarmia piwnicowe, odławia, w skrócie - robi to co i wiele osób tutaj

Jakoś tak wyszło, że jeden kociak trafił do nas, chorowity, z kk, taka klasyka.
Był zadbany, o ile mogę to oceniać, weterynarza odwiedzał często szczepiony wysterylizowany. W późniejszym okresie też był chorowity, choć natury tych dolegliwości już nie pamiętam i bardzo nie lubił siedzieć w mieszkaniu - a zwłaszcza być sam - przy czym sam to był tak od 8 do 15, więc raczej bez ekscesów. W każdym razie Praga nie lubiła tego do stopnia w którym sobie wygryzała futerko i generalnie usiłowała zrobić sobie krzywdę.
Stanęło na tym, jak już była w bardzo ciężkim stanie, że pojedzie do babci mieszkającej w leśniczówce (kilkanaście km do najbliższych zabudowań). Kot, ku zdumieniu wszystkich (zwłaszcza po informacji babci, że tych wszystkich leków, które przyjechały z kotem to ona mu dawać nie będzie, ale siebie też tak leczy -_-) odkarmiony na domowych kozich twarożkach, żółtkach z kur wolnobieżnych i etc. odżył i od tego czasu (a to już będzie z 10 lat) ma się dobrze, rozstawia wszystkie inne koty, włącznie z półdzikimi i dwa razy większymi (psy w sumie też) po kątach i jest znacznie szczęśliwszy. I bardzo łowny, choć mniej już w tej chwili z racji wieku to woli emeryckie przenoszenie się z grzejniczka na posłanie na fotelu, albo wyganianie dziadka z poduszki.
Tyle wstępu i moich z kotami doświadczeń, pozwolę sobie przejść do pytań

Praga miała kuwetę z takim podwójnym dnem, to górne, z dziurkami było wyjmowalne. Kota uszczęśliwiało wrzucenie symbolicznie kilku pasków gazety, coby miała w czym pogrzebać, sprzątane było na bieżąco - ale obywało się bez żwirków. Czy to normalne/w jakiś sposób mogło jej szkodzić/ogólnie jest do nauczenia? Przyznam, że nie zdarzyło jej się załatwić poza kuwetą, wydawała się usatysfakcjonowana.
Czy małe, poddaszowe mieszkanie z oknami od strony północnej nie byłoby dla kota za gorące? Gdybym wzięła jakiegoś teraz, to czy nie cierpiałby nadmiernie w lecie? Jest jakiś zakres temperatur powyżej których kotu nie byłoby dobrze (i tak, wiem, to sprawa indywidualna, chodzi raczej o ogólne sugestie).
Studiuję, na święta i wakacje zwykle jeżdżę do domu. Jeśli miałabym kota, to raczej dwa od razu, by się nie nudziły. Czy lepiej dla kotów byłoby, bym brała je na ten czas ze sobą - czy takie przenoszenie kilkukrotnie w ciągu roku byłoby jednak zbyt stresujące. W takim wypadku - czy mogłyby zostać same ze dwa tygodnie, gdyby ktoś przychodził je karmić i sprzątać, czy też spodziewać się wtedy zasikanego mieszkania i bardzo nieszczęśliwych kotów? Czy w takim układzie w ogóle lepiej nie mieć kota, jeśli przez jakieś 1,5-2 miesiące w roku, sumując, albo byłby w rozjazdach ze mną, albo tylko z dochodzącym personelem? Czy, w układzie w którym ojciec pragnie zasponsorować mi kota rasowego, jest ewentualnie jakaś rasa, która - przynajmniej teoretycznie - lepiej by to znosiła?
To akurat głupie pytanie raczej - ale czy koty w ogóle wykazują większe zainteresowanie lustrem? Czy jeśli większy koci drapak byłby w przedpokoju - a zarazem miejscu, z którego widać całe moje małe mieszkanie - a naprzeciw byłaby szafa z lustrzanymi drzwiami, to grozi kotem, który uzna, że coś wrogiego się porusza w lustrze i ryzykuję dobrobytem kota? Czy w ogóle ich to raczej nie interesuje?
Czy założenie ograniczników na okna jest wystarczające? jeśli otwór byłby za mały na ich głowę, to mogą egzystować wspólnie z oknami? Siatki raczej niespecjalnie wchodzą w grę, na czas wietrzenia w sypialni, jeśli musiałabym otworzyć okno na oścież, koty byłyby po prostu eksmitowane.
Teraz kolejne raczej średnio bystre pytanie - jak bardzo interesuje koty suszące się pranie? Z racji rozmiarów mieszkania nie byłyby od niego oddzielone, ja nie noszę spodni, a zwisające rajstopy (dużo zwisających rajstop

) mogą wyglądać jak dobra zabawka. Przyznam, że w łazience nie ma dostatecznej ilości miejsca, by zainstalować podwieszaną suszarkę.
To forum jest miejscem nieco specyficznym, ja mam tendencję do nakręcania się - więc spytam, bo taki obraz się lekko wyłania

- są koty, które po prostu dożywają swojego sędziwego wieku bez większych perypetii zdrowotnych? Czy właściwie wszystkie giną tragicznie na nerki, nowotwory, cokolwiek innego? Nie chodzi mi o to, że chore koty są w jakikolwiek sposób mniej warte miłości, po prostu to taki rodzaj psychicznego przygotowania

Nieco kontynuując - czy starsze koty wzięte ze schroniska, zważywszy na to, że przez lata zapewne karmione były średnio skazane są na to, że prędzej czy później wyjdą im jakieś problemy zdrowotne, jakieś zaszłości? Czy koty z dobrych hodowli, odpowiednio karmione od początku, statystycznie częściej (tak, wiem, to losowe, nie ma reguły) będą się po prostu dobrze chowały?
Czy, tak wiadomo - wypadki się zdarzają - przeciętny kot będzie miał tendencje do zasikiwania mebli? Butów, które stoją tylko pod ławą w przedpokoju, bo nie ma czego innego z nimi zrobić? Wiem, że to zwierzę, że po prostu może się tak zdarzyć - ale czy to będzie raczej na porządku dziennym, czy coś zdarzającego się sporadycznie? Co w ogóle robi się z zasikaną kanapą?
Czy jeśli jest jeden dzień w tygodniu, w którym nie ma mnie w domu jakieś 16h (dwa kierunki+dojazdy) to mogłyby być karmione przed i po wyjściu? Czy bardzo przywiązują się do stałych godzin karmienia, których akurat niestety nie jestem w stanie zapewnić?
Teraz wracamy do pytań głupich - gdzie kupuje się leki dla zwierząt? W aptekach? Od weterynarza?
A teraz pytanie, które proszę mi wybaczyć - będę się starać robić co mogę, by kotu żyło się dobrze. Za kilkanaście (czy dwadzieścia) lat umrze. Co w ogóle robi się z martwymi zwierzętami w mieście? Przepraszam za brutalność tego pytania, absolutnie nie chcę zrobić zwierzęciu krzywdy (gdybym chciała zresztą, nie miałabym po co pisać tego wszystkiego), ale mimo wszystko po tym, jak raz wpadło mi do głowy to nie umiem go z niej wyrzucić
Przepraszam za ten rozmiary tego elaboratu

I mam nadzieję, że mimo wszystko komuś będzie się chciało odpowiedzieć
