Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy
pinokio_ pisze:Nie wiem co mam robic. Jak cos probuje sugerowac lekarzom, to nie odnosi to rezultatu, a jeden to mi powiedzial, ze jak ja wiem lepiej, to po co do niego przychodze. Inny sie usmiecha pod nosem a robi i zaleca swoje.
Kubus lezy, ciezko oddycha, a ja macham nad nim kawalkiem plastiku, zeby mu bylo lzej oddychac, bo tlenu nie mam niestety. Jestem bezsilna i placze, bo nic innego nie jestem w stanie wymyslic. Patrze na niego i cierpie razem z nim. Nie wiem kogo winic za te "moje" koty. Na pewno mnie, bo nie ogarniam fizycznie a i finansowo ich chorob. Trzeba izolowac, trzeba leczyc, zapobiegac. . . . a ja przyzwyczailam sie, ze dawalam schronienie i ze nic sie stac nie moze. A widocznie zaczelo sie od jakiegos kota, ktory byl nosicielem i sie zaczelo.
W ostatnim tygodniu wydalam, na jazdy, kastracje suk, leczenie kotka, szycie Luki(rozwalila sobie glowe, podkopujac sie pod siatką) prawie tysiac zlotych. A to tylko tydzien, to jak mam wyprowadzic koty na prostą? Rachunki nie poplacone, a w portfelu pusto. Jak mam pare groszy, nie czekam, nie mysle co bedzie jutro, siadam i jade gdzie trzeba. Zeby zlapac dwie suki jezdze juz miesiac 20 kilometrow w jedna strone. Klatka jest, a jakby jej nie bylo, bo w Bialymstoku na lapanke czeka. Mialam juz dwa razy ja zabrac, ale zawsze z jakimis zwierzakami jade i nie ma jak. Ostatnio z Kubusiem jak bylam, planowalam, ze wezme klatke. Stan jego zdrowia nie pozwolil mi w upal wlec go w dusznym samochodzie przez cale miasto. Do Lecznicy ledwo zdazylam, malo nie umarł. Po kroplowkach wet powiedzial, ze natychmiast do domu.
Nie mam sily do tego wszystkiego. Staram sie, ale nie radze.
rene010 pisze:pinokio_ pisze:Nie wiem co mam robic. Jak cos probuje sugerowac lekarzom, to nie odnosi to rezultatu, a jeden to mi powiedzial, ze jak ja wiem lepiej, to po co do niego przychodze. Inny sie usmiecha pod nosem a robi i zaleca swoje.
Kubus lezy, ciezko oddycha, a ja macham nad nim kawalkiem plastiku, zeby mu bylo lzej oddychac, bo tlenu nie mam niestety. Jestem bezsilna i placze, bo nic innego nie jestem w stanie wymyslic. Patrze na niego i cierpie razem z nim. Nie wiem kogo winic za te "moje" koty. Na pewno mnie, bo nie ogarniam fizycznie a i finansowo ich chorob. Trzeba izolowac, trzeba leczyc, zapobiegac. . . . a ja przyzwyczailam sie, ze dawalam schronienie i ze nic sie stac nie moze. A widocznie zaczelo sie od jakiegos kota, ktory byl nosicielem i sie zaczelo.
W ostatnim tygodniu wydalam, na jazdy, kastracje suk, leczenie kotka, szycie Luki(rozwalila sobie glowe, podkopujac sie pod siatką) prawie tysiac zlotych. A to tylko tydzien, to jak mam wyprowadzic koty na prostą? Rachunki nie poplacone, a w portfelu pusto. Jak mam pare groszy, nie czekam, nie mysle co bedzie jutro, siadam i jade gdzie trzeba. Zeby zlapac dwie suki jezdze juz miesiac 20 kilometrow w jedna strone. Klatka jest, a jakby jej nie bylo, bo w Bialymstoku na lapanke czeka. Mialam juz dwa razy ja zabrac, ale zawsze z jakimis zwierzakami jade i nie ma jak. Ostatnio z Kubusiem jak bylam, planowalam, ze wezme klatke. Stan jego zdrowia nie pozwolil mi w upal wlec go w dusznym samochodzie przez cale miasto. Do Lecznicy ledwo zdazylam, malo nie umarł. Po kroplowkach wet powiedzial, ze natychmiast do domu.
Nie mam sily do tego wszystkiego. Staram sie, ale nie radze.
Trzymam kciuki za Ciebie Ja wiem przez co przechodzisz naprawdę przeszłam przez to samo tez nie wiadomo z skąd pojawiła sie u mnie białaczka umarło mi kilka kotów. Chodziłam u siebie do lekarzy pierw do jednego który byl w stanie podać tylko antybiotyk i steryd, - kot umarł , chodziłam do innego lekarza to mi powiedział że takie koty chore na białaczkę w Anglii usypiają od razu. Załamałam się ryczałam, umarł następny i następny i następny , antybiotyki i sterydy nie wystarczyły. Nie wiedziałam gdzie szukać pomocy wszędzie to samo, kot nie nadaje sie do leczenia, choroba jest 100% śmiertelna, niema lekarstwa i takie tam. Całe moje stadko było zarażone. Tez sie oskarżałam a ze mieszkam na wsi koty wychodzące szybko sie zarażały bezobjawowo. Choroba wychodziła dopiero przy spadku odporności.
Wtedy zaczęłam szukać pomocy w internecie i trafiłam na Miau.
Zachorowała mi Nela zaczęłam walczyć, do weta tym razem jeździłam do Rzeszowa a najeździłam sie,
pól godziny na nogach do busu , godzina w busie i byłyśmy na miejscu.Jeśli szłam do pracy to kota brałam ze sobą o 5 rano wymarsz, w pracy siedziała osikana cały dzień w kontenerku ( a kontenerek był w torbie podróżnej) pod biurkiem, bałam sie zaglądnąć czy żyje , a po drugie bałam sie szefa. Wracaliśmy o 20 . I tak co drugi dzień na kontrole , a jak było zle to co dziennie przez 2 miesiące.
Nie wiedziałam z czego żyję a jeszcze miałam małą gromadkę kotów i dwa psy w domu. Na szczęście mama się nimi zajęła za co jej dziękuje.
Wet nie dawał kici dużych szans na przeżycie, ona nie miała prawie krwi - to wyglądało jak rozcieńczony sok malinowy , miała duszności, zapalenie krtani, gardła, zatok , ogromne nadżerki w pysiu z których lala sie śmierdząca ropa, kicia zupełnie nie jadła nie piła, tylko leżała.
cały przebieg opisałam post wyżej.
Twój kiciuś ma problemy z oddychaniem bo brakuje mu tlenu, a przez to że ma za mało krwi.
Musisz mu podać coś na odporność i to jak najszybciej przy tej chorobie liczy się każdy dzień.
Wirus niszczy szpik który produkuje krwinki.
Ten kot po prostu się udusi za jakiś czas, a widząc jego stan czerwca nie dożyje.
Przepraszam że jestem tak brutalna, możesz mnie uważać za czarownice, złościć sie ale mówię wprost bo chce pomóc.
Żaden wet mi też nie pomógł w białaczce, ostatni u którego leczyłam Nele był trochę mądrzejszy i bardziej szedł na rękę wysłuchał i poradził, ale to ja trzymałam rękę nad wszystkim.
- Koniecznie co dziennie kroplówki + schabowy płynie ( nerki muszą działać) , kota trzeba odżywić i nawodnić.
- koniecznie podać trzeba coś na odporność imunodol, sconemune , ja bym podała zylexis - ale jest drogi , interferon ludzki zdobyłam u Anity 5 z Zabrza. tylko przewozi się go w chłodni.
- Koniecznie przydało by sie prześwietlenie klatki piersiowej ze względu na chłoniaki i inne guzy białaczkowe, takiego kota już proszę nie męczyć.
- Do tego przeciwzapalny lek NIESTERYDOWY
- Podać antybiotyk odpowiedni
- Próbować nakarmić kiciusia conwalescencem najlepiej ze strzykawki powoli ( kitek musi tez jeść bo u kotów które dłużej nie jedzą choruje wątroba) .
Próbuję pomóc wiec nie gniewaj sie ciociu ale sam antybiotyk nie wystarczy to tak jakbyś napełniała dziurawy dzban.
Mojej Neli minęło 2 lata od diagnozy dziś szaleje po domu rano jak wychodziłam do pracy to mało mnie nie przewróciła tak szalała. Oczywiście to kot specjalnej troski więc 0 stresu, najlepsze jedzonko czyli dużo mięsa w mięsie, co miesiąc zylaxis, i kicia dożywotnio niewychodząca.
Wiem ze krucho z kasą u Ciebie ale może delikatnie śmiem pytać może cioteczki pomogą , najlepszy by był zylaxis , potem sconomune, imunodol ,interferon ludzki, najtańszy jest Interferon Ludzki.
Bez tych leków kitek nie ma szansy.
BARDZO PROSZĘ O POMOC
rene010 pisze:pinokio_ pisze:Nie wiem co mam robic. Jak cos probuje sugerowac lekarzom, to nie odnosi to rezultatu, a jeden to mi powiedzial, ze jak ja wiem lepiej, to po co do niego przychodze. Inny sie usmiecha pod nosem a robi i zaleca swoje.
Kubus lezy, ciezko oddycha, a ja macham nad nim kawalkiem plastiku, zeby mu bylo lzej oddychac, bo tlenu nie mam niestety. Jestem bezsilna i placze, bo nic innego nie jestem w stanie wymyslic. Patrze na niego i cierpie razem z nim. Nie wiem kogo winic za te "moje" koty. Na pewno mnie, bo nie ogarniam fizycznie a i finansowo ich chorob. Trzeba izolowac, trzeba leczyc, zapobiegac. . . . a ja przyzwyczailam sie, ze dawalam schronienie i ze nic sie stac nie moze. A widocznie zaczelo sie od jakiegos kota, ktory byl nosicielem i sie zaczelo.
W ostatnim tygodniu wydalam, na jazdy, kastracje suk, leczenie kotka, szycie Luki(rozwalila sobie glowe, podkopujac sie pod siatką) prawie tysiac zlotych. A to tylko tydzien, to jak mam wyprowadzic koty na prostą? Rachunki nie poplacone, a w portfelu pusto. Jak mam pare groszy, nie czekam, nie mysle co bedzie jutro, siadam i jade gdzie trzeba. Zeby zlapac dwie suki jezdze juz miesiac 20 kilometrow w jedna strone. Klatka jest, a jakby jej nie bylo, bo w Bialymstoku na lapanke czeka. Mialam juz dwa razy ja zabrac, ale zawsze z jakimis zwierzakami jade i nie ma jak. Ostatnio z Kubusiem jak bylam, planowalam, ze wezme klatke. Stan jego zdrowia nie pozwolil mi w upal wlec go w dusznym samochodzie przez cale miasto. Do Lecznicy ledwo zdazylam, malo nie umarł. Po kroplowkach wet powiedzial, ze natychmiast do domu.
Nie mam sily do tego wszystkiego. Staram sie, ale nie radze.
Trzymam kciuki za Ciebie Ja wiem przez co przechodzisz naprawdę przeszłam przez to samo tez nie wiadomo z skąd pojawiła sie u mnie białaczka umarło mi kilka kotów. Chodziłam u siebie do lekarzy pierw do jednego który byl w stanie podać tylko antybiotyk i steryd, - kot umarł , chodziłam do innego lekarza to mi powiedział że takie koty chore na białaczkę w Anglii usypiają od razu. Załamałam się ryczałam, umarł następny i następny i następny , antybiotyki i sterydy nie wystarczyły. Nie wiedziałam gdzie szukać pomocy wszędzie to samo, kot nie nadaje sie do leczenia, choroba jest 100% śmiertelna, niema lekarstwa i takie tam. Całe moje stadko było zarażone. Tez sie oskarżałam a ze mieszkam na wsi koty wychodzące szybko sie zarażały bezobjawowo. Choroba wychodziła dopiero przy spadku odporności.
Wtedy zaczęłam szukać pomocy w internecie i trafiłam na Miau.
Zachorowała mi Nela zaczęłam walczyć, do weta tym razem jeździłam do Rzeszowa a najeździłam sie,
pól godziny na nogach do busu , godzina w busie i byłyśmy na miejscu.Jeśli szłam do pracy to kota brałam ze sobą o 5 rano wymarsz, w pracy siedziała osikana cały dzień w kontenerku ( a kontenerek był w torbie podróżnej) pod biurkiem, bałam sie zaglądnąć czy żyje , a po drugie bałam sie szefa. Wracaliśmy o 20 . I tak co drugi dzień na kontrole , a jak było zle to co dziennie przez 2 miesiące.
Nie wiedziałam z czego żyję a jeszcze miałam małą gromadkę kotów i dwa psy w domu. Na szczęście mama się nimi zajęła za co jej dziękuje.
Wet nie dawał kici dużych szans na przeżycie, ona nie miała prawie krwi - to wyglądało jak rozcieńczony sok malinowy , miała duszności, zapalenie krtani, gardła, zatok , ogromne nadżerki w pysiu z których lala sie śmierdząca ropa, kicia zupełnie nie jadła nie piła, tylko leżała.
cały przebieg opisałam post wyżej.
Twój kiciuś ma problemy z oddychaniem bo brakuje mu tlenu, a przez to że ma za mało krwi.
Musisz mu podać coś na odporność i to jak najszybciej przy tej chorobie liczy się każdy dzień.
Wirus niszczy szpik który produkuje krwinki.
Ten kot po prostu się udusi za jakiś czas, a widząc jego stan czerwca nie dożyje.
Przepraszam że jestem tak brutalna, możesz mnie uważać za czarownice, złościć sie ale mówię wprost bo chce pomóc.
Żaden wet mi też nie pomógł w białaczce, ostatni u którego leczyłam Nele był trochę mądrzejszy i bardziej szedł na rękę wysłuchał i poradził, ale to ja trzymałam rękę nad wszystkim.
- Koniecznie co dziennie kroplówki + schabowy płynie ( nerki muszą działać) , kota trzeba odżywić i nawodnić.
- koniecznie podać trzeba coś na odporność imunodol, sconemune , ja bym podała zylexis - ale jest drogi , interferon ludzki zdobyłam u Anity 5 z Zabrza. tylko przewozi się go w chłodni.
- Koniecznie przydało by sie prześwietlenie klatki piersiowej ze względu na chłoniaki i inne guzy białaczkowe, takiego kota już proszę nie męczyć.
- Do tego przeciwzapalny lek NIESTERYDOWY
- Podać antybiotyk odpowiedni
- Próbować nakarmić kiciusia conwalescencem najlepiej ze strzykawki powoli ( kitek musi tez jeść bo u kotów które dłużej nie jedzą choruje wątroba) .
Próbuję pomóc wiec nie gniewaj sie ciociu ale sam antybiotyk nie wystarczy to tak jakbyś napełniała dziurawy dzban.
Mojej Neli minęło 2 lata od diagnozy dziś szaleje po domu rano jak wychodziłam do pracy to mało mnie nie przewróciła tak szalała. Oczywiście to kot specjalnej troski więc 0 stresu, najlepsze jedzonko czyli dużo mięsa w mięsie, co miesiąc zylaxis, i kicia dożywotnio niewychodząca.
Wiem ze krucho z kasą u Ciebie ale może delikatnie śmiem pytać może cioteczki pomogą , najlepszy by był zylaxis , potem sconomune, imunodol ,interferon ludzki, najtańszy jest Interferon Ludzki.
Bez tych leków kitek nie ma szansy.
BARDZO PROSZĘ O POMOC
Mamrot pisze:no i żaden ludzki interferon co z brednie
Użytkownicy przeglądający ten dział: ewar i 116 gości