Sib pisze:Tzu "z kotem nie wygrasz" - zdążyłam koty już poznać ale tej zasady nie przyjmuję.

Mój kot chce wyłazić na dwór i za każdym razem jak chcę wyjść to stara się czmychnąć. Stosując się do tej zasady mam go wypuścić bo i tak z nim nie wygram?

Nie wygrasz w takim kontekście, że nie odwiedziesz go od tego pomysłu, bo przecież wciąż stara się o to "czmychnięcie", bez znaczenia na to, czy ci się udaje go zatrzymać czy nie. Jeżeli zostawiłabyś otwarte drzwi i sobie poszła, to pewnie skorzystałby z okazji, także tresura kota zazwyczaj sprawdza się tylko wtedy, kiedy przy danej sytuacji obecny jest człowiek.
Rozumiem twoje zacięcie, szczególnie po odniesionych sukcesach z psami, jakkolwiek swojemu chłopakowi, który też usilnie próbuje tresować moje koty, zawsze wskazuję na jedną zasadniczą różnicę w psychice psów i kotów: pies jest zwierzęciem stadnym, dla niego najważniejsza jest relacja z człowiekiem, z którym żyje, to do człowieka się przywiązuje i przystosowuje, natomiast dla kota najważniejsze jest terytorium, miejsce, w którym żyje, dlatego np. tak ciężko znosi wszelkie podróże czy dokocenie, bo to właśnie mieszkanie/teren jest dla niego punktem odniesienia do zachowania równowagi psychicznej. Oczywiście, jak to zwykle bywa, są wszelkie odstępstwa od reguły, zdarzają się przecież "kocie psy" i "psie koty", jakkolwiek według mnie tak ta sprawa przestawia się dla ogółu.
Relacja kota z człowiekiem kształtuje się trochę inaczej, niż w przypadku psów i zawzięta tresura może ją znacznie pogorszyć - kot zacznie się ciebie bać, albo będzie ci demonstrował swój sprzeciw np. poprzez załatwianie się tam, gdzie byś tego zdecydowanie nie chciała (np. na pozostawionym gdzieś przez nieuwagę biustonoszu, jak to było swojego czasu w moim przypadku

). Tak właśnie jest w przypadku mojego chłopaka. Moja kotka - najdłużej przez niego "tresowana" - niekiedy nawet na niego syczy, co w stosunku do mnie nigdy, absolutnie nigdy się nie zdarzyło. Oczywiście nie jest tak przez to, że ją maltretuje czy coś w tym stylu - gania z wodą, daje pstryczki w nos, krzyczy itp., o stosowaniu przemocy nie ma mowy, ale już to wystarczy.
Psa możesz do siebie mniej lub bardziej dostosować - nauczyć go, żeby robił to, to i to, a tego nie. Z kotem musisz się do siebie dopasować, pójść na ustępstwa. Według mnie zazwyczaj inaczej się nie da.
To tyle. Wybacz ten wykład, nie miałam zamiaru się wymądrzać, tylko po prostu jest to temat, nad którym dużo myślę, bo kiedyś strasznie mi przeszkadzało to kocie "łazęgostwo", zrzucanie wszystkiego zewsząd albo rozstrajanie mi radia. No cóż... ostatecznie to koty mnie wytresowały pod swoje wymagania
