Vipek juz jest...dobry wieczór cioteczki

.
Najpierw bedzie o Michalinie.
Piesa ma sie znakomicie

. Oczywiście mimo kubraczka i pilnowania plasterek został " odmoczony " i zdjęty

....
A jak już zostal zdjęty, to moja Emilka popatrzyla i mówi: " Mama, a gdzie Michasia ma tą bliznę? ".
Co by nie powiedzieć, pan doktor na robocie sie zna, szacun wielki, normalnie nic nie widać.
Na dowód dobrego samopoczucia załączam zdjęcia Michasi

.


Teraz o Puniu. Punio także ma się znakomicie, w każdym razie apetyt mu wrocił

. Po smarkach ani śladu, oczki też już piękne, tak więc ku dobremu idzie. Zdjęć nie bedzie, bo baterie odmówiły posłuszeństwa

. Nie Puniowe....aparatowe

.
A ja dziś do południa walczyłam z siwkami, które już bardzo było widać...normalnie to nie szaleję, jak mają ze dwa centymetry, ale to, co miałam na łebku, już wołało o pomstę do nieba

. Wogóle niesamowicie mi rosną te kłaczyska, co zrobię odrosty to znów są na nowo, rosną jak głupie

. Cieszyłoby mnie to nawet, ale im dłuższe, tym ciężej jest mi samej farbę nałożyć, a dziewczyny nie umieją.
Teraz będzie mniej optymistycznie.
Jak wczoraj była u mnie Asia, to na ogródeczku akurat Zosia sobie chodziła z Puniem. No i nagle patrzę, a Zoś kopie sobie dołeczek i potrzebe załatwia

. Ona nigdy mi nie robiła takich rzeczy pod oknem...no wogóle jakaś dziwna była, nie uciekała tak jak zawsze, ruchy miała takie spowolnione. Postanowiłam ją dziś obserwować. Wczesnym wieczorem wczoraj położyła się spać, no i tak przespała do 8 rano

. Musiałam ją budzić do śniadanka, choć zwykle jest pierwsza. Zjadła kilka kawałków, potem poszła na deski, tam znowu spała, później wróciła do domu, siku zrobiła do kuwetki Alka, zjadła może ze dwa chrupki, no i znowu śpi. Kto zna Zosię, ten wie, że to nie jest objaw normalny...bez weta się chyba nie obejdzie.
Nie wiem co się dzieje, do ciężkiej cholery, ale naprawdę już sił nie mam

.
Lecę sie przywitać na wątki.