Przysłowie:
co się odwlecze, to nie uciecze ma bardzo wszechstronne zastosowanie.
Do innych wątków i postów jeszcze dojdę i odpowiednio skomentuję, a tymczasem ...
marr pisze:myślę ze zamiast tak komentować to po prostu tam zawitać i zobaczyć samemu bo jak pisze delfinka to po prostu widać ze ona chciała by aby ktoś ..........
... konkretnie, w tym wątku, przedstawię krótką relację z wizyty w szpitalu tej lecznicy.
Wizyta ta miała miejsce w dniu 23 kwietnia i odbyła się na prośbę jednej z karmicielek, a także na to powyższe "zaproszenie".
Po wizycie sporządziłam raport dokumentowany zdjęciami. Na końcu dodałam obserwacje dokonane w dniu następnym.
O wizycie dr Okapa był uprzedzony na ok. godzinę wcześniej, w związku z czym niektóre zarzuty nie mogły być potwierdzone.
Skrót raportu:
1. W klatkach małe cieniutkie spłachetki ligniny. Brak wody, jedzenia, kuwet.
Wody nie ma, bo koty przewracają pojemniki - słowa dra Okapy. Wyjaśnienie:
pojemniki to po prostu miarki od karm suchych. Nie słyszał o pojemniczkach, które można powiesić wewnątrz klatki, zapewniając ciągły dostęp do wody. Koty zostały przez nas nakarmione i napojone. Dawno nie widziałam, aby koty tak rzuciły się i na jedzenie i na wodę.
Na zdjęciu rzeczony pojemnik na wodę; koty, szczególnie te większe, musiały się trochę namęczyć, aby wypić końcówkę wody.

2. Sposób umieszczania kotów w klatkach w dwóch przypadkach nosił znamiona znęcania się nad zwierzętami.
Dzika kotka w silnym stresie była umieszczona w małej klatce pomiędzy innymi klatkami, w żaden sposób nie odizolowana od sąsiednich, zaczepiających ją kotów. Gdy ze znalezionych ręczników wykonałyśmy izolację/osłonę, lekarz był bardzo niezadowolony i prawdopodobnie po naszym wyjściu natychmiast je usunął. Następnego dnia osłony nie było.
Bardzo duży, łagodny kocur był umieszczony w malutkiej klatce, mimo iż w szpitalu znajdowała się pusta duża klatka. Przeniosłyśmy kocura, lekarz nie protestował. Następnego dnia kocur znowu był zamknięty w niezwykłej ciasnocie. Zdjęcia obrazują stosunek wielkości kota do wielkości klateczki oraz istnienie dużej klatki. Nadmienię, że kocurek był w opinii lekarza
zdrowy, wykastrowany, ale czekał na adopcję, bo ktoś miał wziąć, tylko z jakiegoś powodu ociągał się. No cóż, za ten hotel płaci gmina i to mnie obchodzi. Natomiast podczas przenosin kota skorzystałam z okazji i zajrzałam mu w uszy. Czarna kopalnia. Te uszy nie były tknięte ręką człowieka ani nawet patyczkiem do czyszczenia. Woń z pyszczka sugerowała problemy w jamie pyszcznej; udało się zajrzeć - kocurek miał zapalenie dziąseł. Nie udało się nam zrobić porządnego zdjęcia, jedynie takie jak widać poniżej.
Uwagi zgłosiłam lekarzowi.



2a. Udało się natomiast zrobić zdjęcia innemu kocurkowi "leczonemu" w tej lecznicy. Kocurek został wydany z takim stanem pyszczka jak na zdjęciu. Karmicielka sama, na własny koszt leczyła go w innej lecznicy. Ciekawe co by na ten temat powiedział p. Niziński, pracownik WOŚ Włochy, według którego
karmicielki nie mają prawa decydować o losach kotów wolnożyjących, bo te są własnością gminy. Wydaje mi sie, że to materiał na kolejny ciekawy wątek.

3. Stary bezdomny niekastrowany kocurek, zdiagnozowano zapalenie płuc. Zarzut: w szpitalu jest bardzo zimno, okno otwarte z powodu
"smrodu kocurów" (Widać, że palenie świec zapachowych już panu estecie nie wystarcza). Kocurek jeszcze dzień przed wizytą leżał na mokrym (zasiusianym) kawałeczku ligniny, i powietrze w szpitalu i zimna, mokra blacha klatki, raczej nie sprzyjały leczeniu kocurka. W momencie wizyty kocurkowi, na dowód troski, podłożono ręcznik. Następnego dnia ręcznika już nie było.


4. Na 10 znajdujących się w lecznicy kotów aż 4 miały usunięte oczka. Nie wszystkie oczka, lecz po jednym. Zadziwiająca statystyka! Samo ciśnie się na usta pytanie, czy dr Okapa potrafi leczyć.
5.
marr pisze:... a kotek znajdzie dom bo widzisz inni wolontariusze jak mogliby to zrobiliby majdanek dla kotów np nie wiem czy jeden kot to rozmnażanie
tak, jeden kot to rozmnażanie. Jestem przeciwnikiem zabijania zwierząt, jedyne ustępstwo od tej zasady, to sterylizacja aborcyjna. Dr Okapa pobawił się w Pana Boga i wyznaczył jedno kocię do przeżycia. Resztę zabił.
Och, jaki jestem ważny. Jestem Panem życia i śmierci. Matka tego kociaka jest bardzo miła, oswojona. Co sumienie pana doktora mówi w temacie wypuszczenia jej na dwór? Bo jej domu nie szuka. Jest zachwycony sam sobą, że znalazł dom dla szlkretowego maleństwa.
6.
marr pisze:koty czują dobrych ludzi i nie potrzebny jest chwytak żeby coś sprawdzić ...
... w związku z czym w lecznicy nie ma podbieraka ani rękawic, a w każdym razie doktor Okapa tak deklarował.
Efekt jest taki, że gdy karmicielka chciała, aby lekarz obejrzał odbieranego kota (to czynność rutynowa w innych lecznicach, bez tego żaden kot nie zostanie wydany), usłyszała, że sama może go sobie obejrzeć, bo pan doktor tego nie zrobi.
No bo jak? Przecież ten kot jest dziki!7. Dr Okapa wygrał przetarg na gminne sterylizacje i leczenie, ponieważ w ofercie podał, iż lecznica będzie miała całodobowe dyżury.
O rzut beretem od tej lecznicy jest inna, istnieje od lat, jest doskonale znana w okolicy z doskonałej, profesjonalnej, wszechstronnej opieki nad zwierzętami. Ta lecznica również złożyła ofertę do gminy. I przepadła na punkcie mówiącym o dyżurach całodobowych. Mam nadzieję, że w przyszłości dr Małgorzata Krechowiecka i jej lecznica Alfa-vet będzie jednak miała większe zając się bezdomnymi kotami z terenu Włoch. Na pewno będą bezpieczniejsze.
7a. Dr Okapa okłamał gminę, ponieważ dyżurów całodobowych nie prowadzi. Jeden raz przedłużyła się nam łapanka i przyjęcie kotów odbyło się ok. 21.30. Nie dlatego, że był dyżur, lecz w wyniku interwencji zewnętrznej dr Okapa zgodził się zaczekać na koty. Niecierpliwił się, więc dostałam telefony poganiające.
Koniec skrótu.
Anielko, popieram Twoją inicjatywę.