Skończyłam na piątku – na nocnym rudym.
Piątek? Chyba niewiele robiłam. Chyba jakieś klatki woziłam? Już wiem.
Zabierałam łapkę z Janowa czy Olechowa - bo tam krótka przerwa w sterylkach. Obejrzałam koci balkon i kotkę ciętą w bardzo wysokiej ciąży, z mocno nabrzmiałymi cycuszkami. Z karmicielką podjechałyśmy do najbliżej lecznicy - talonowy Amicus na Maćka z Bogdańca - po coś antymlecznego i antyzapalnego i to zastałyśmy:

W dniach od 29.04 do 06.05 gabinet będzie nieczynny.
Galastop dostałyśmy w następnej lecznicy.
A to koci balkon

Potem klatkę zawiozłam na Bałuty - w piwnicy pojawiła się kotka w bardzo wysokiej ciąży, więc do alarmowej sterylki.
I jeszcze jedną łapkę dla pani - do łapania na działkach w Konstantynowie.
I chyba tyle?
W każdym razie w sobotę rano - plan hurtownia – praca, nieco się zmienił.

Bo ta kotka w ciąży złapała się, a w mojej „ulubionej” lecznicy (też talonowej) odmówiono wykonania zabiegu - bo sobota. Zdaniem lekarza kotka lada moment urodzi, ale na zabieg przyjęta zostanie w poniedziałek. Zdenerwowana karmicielka zadzwoniła do mnie, kotkę zgodziła się przyjąć p.dr z lecznicy Perełka, ale karmicielka niesprawna, bez grosza nawet na bilet, upał, kotka dysząca w klatce - więc prawie spod hurtowni popędziłam na Bałuty, potem do Perełki, potem do hurtowni, a potem z łapką do pewnego Pana, który kiedyś nie lubił kotów, potem bardzo zdziwiony oswoił i wyadoptował trójkę jesiennych maluszków, a ich mamę wysterylizował i teraz karmi. I chce wyciąć dwa koty ze swojej działki. Bo kotów nie lubi
Do pracy spóźniłam się tylko 1,5 godziny…
Wieczorem podtrzymywałam na duchu Bordo czekającą od rana na mamę Retkiniąt - czekała chyba od świtu w sobotę do świtu w niedzielę, kiedy ta raczyła się wreszcie złapać (wczoraj ją wypuściłyśmy). I chyba kota łysego do Wimy odwoziłam?

A w niedzielę rano kocia taksówka dla Retkiniąt i niełapalnej złapanej w końcu


potem odbierałam koleżankę ze szpitala, a potem załapałam się na uroczysty rodzinny obiad – zupełnie przypadkiem. A potem to już nic mi się nie chciało
A, zawiozłam Barbarellę na sterylkę - nie wytrzymałam chrumkania, pomrukiwania itp śpiewów..
No jeszcze rozważałyśmy z Joląbuk5 strategię działania przy panu od 20 kotów, tyle że trudno mówić o strategii, pan zmienny ze zdania na zdanie zależnie od ilości wchłoniętego płynu… Współczuję Joli i podziwiam, że ma siłę i cierpliwość - dwa koty na zabieg wczoraj wyrwała

. Oby tak dalej.
A wczoraj odwiedziłam Zuzkę i tzymałam ją przy zastrzyku - jaka ona biedniutka...
Odnośnie Wimy - prośba do gosiaa - mówiłaś, że tam pracujesz, ten odwieziony łysy to buras spod kiosku, łysy, bo wszoły miał jak konie. Zostawiłam pani z kiosku informację o możliwości spryskania czymś na insekty legowisk kotów, jeśli nie można złapać i spryskać kota.
Ale odjeżdżając zauważyłam tam coś dużego i czarnego, wydawało mi się, że ma nacięte ucho. Mogłabyś rozeznać sytuację?
Wycięta jest bura szylkretka karmiona pod śmietnikiem na tyłach hoteliku, „dzięki” niej się tam znalazłam jakieś dwa-trzy tygodnie temu. Wycięta para burasków spod kiosku - oswojona kotka (była ciachnięte) i łysy buras. A to czarne? Są tam jeszcze jakieś do ciachnięcia? Podobno latał tam oswojony mały krówek, chory, pchał się ludziom do biur, ale znikł. Wiesz coś o nim?
Spokojnie możesz dać mój nr telefonu karmicielom, pomożemy w sterylkach.