Uff... Dawno mnie nie było za co bardzo przepraszam.

Długi weekend zagonił mnie do pracy i Euro też dało po kościach.
Dobra, to tak, byliśmy u Veta i pobrano Maniusiowi ku jego zdumieniu krew - odrobinkę

i pojechała do Niemiec, za to z Niemiec jedzie dla Maniusia drapak (niestety czas ostatnio mi nie pozwolił na zebranie się i zrobienie mu go własnoręcznie) miał być dziś, ale napisali, że Polska dziwny kraj, bo święto i ''nidy rydy'' żeby dziś dojechał, więc będzie pojutrze. Wypaśny

. Bo ten co mu kupiłam (słupek i mata sizalowa przymocowana do szafy) nie wytrzymały jego tempa. Matę zerwał z szafy

i zajął się kartonowym pudłem w szafie, więc tekturę miałam w całej szafie ku uciesze Mańka leżącego na zimowych swetrach schowanych w resztkach pudła

, a słupek miał głęboko w kocim poważaniu więc, oddałam Matuli, co by jej

zrobiły z nim porządek.
Byliśmy dziś rano na spacerku

. I tak bryka sobie po trawie

, gania złotookie (takie pożyteczne owady), gdy nagle patrzy się na mnie, miauknął głośno

i zaczął szarpać do domu, do drzwi. Ledwo zdążyłam zgarnąć transporterek z trawnika, Maniuś biegiem po schodach na górę, ja zdyszana za nim. Nie wiem co się dzieje ?!

Otwieram drzwi, ściągam szybko mu szelki, chcę położyć na podłodze i obejrzeć co się stało... A Maniuś biegiem do kibelka, do kuwety i słyszę ... szzzzzzzzzzz

potem chwila przerwy, Maniuś wychodzi dumny z siebie, zaglądam do kuwety, a On zrobił wieeeelkiego kupala

i stanął pod drzwiami, że znów chce na dwór.

Burżuj...
