Zdjecia wrzucę chyba w świeto, bo dziś mam 2 rzeczy do przeklejenia:
Najpierw muszę się pochwalic.
Mam za sobą moją pierwszą interwencję. Było tak:
Dorcia wynalazła gdzieś faceta, który ma w mieszkaniu ok. 20 kotów, a teraz pojawiły się kociaki i on chce je oddać. Zadzwoniłam, oczywiście głównie żeby pogadać o sterylkach. Niestety, pan i jego znajoma nie byli zainteresowanie sterylkami ("sami sterylizujemy, mamy talony"), tylko oddaniem kociaków. Sześciu. Od dwóch kotek.
Ponieważ od wczoraj z panem nie mozna się było skontaktowac, poszłam dziś rano zrobić rozeznanie w terenie, bo pan mieszka blisko mnie.
Znałam numer ulicy, miałam ustalić nr mieszkania. Już pierwsza spotkana lokatorka pokazała mi, "gdzie są koty", ale dokładnego numeru nie znała, nie udało jej się też sforsować domofonu. Drugi lokator - młody człowiek "z zarządu wspólnoty", też nie był w stanie pomóc. W końcu jakos samej udało mi się dodzwonić domofonem do bezposrednich sąsiadów "pana z kotami". Oczywiście sąsiad był zainteresowany naszym działaniem (od razu przedstawiłam się jako osoba "z fundacji FFA"), bo bliskość 20 niekastrowanych kotów, po których własciciel i jego znajoma często nie sprzątają, nie nalezy do przyjemnych. Sasiad obiecał pomóc w interwencji, a ja - oczywiście - zadzwoniłam po annskr
10 minut później Ania w towarzystwie zaprzyjaźnionego małżeństwa kociarzy pojawiła się pod wskazanym adresem. Pan od kotów otworzył drzwi sąsiadowi i jakoś dał się przekonać do wejscia do domu mężczyzn (kobiet nie chciał wpuścić, wstydził się bałaganu). Sąsiad z kociarzem dośc szybko wyłapali 5 kociaków, w tym 3 rude. Jeden kociak gdzieś się zakamuflował. Podczas szukania go panowie złapali 2 mlode kocurki, już nie kociaki, ale tu zaczęły się schody, bo pan właściciel za nic nie chciał ich oddać. Doszło do przepychanek, ale w końcu oba kotki udało się wynieść. W międzyczasie pojawił się szósty kociak i dołaczył do rodzeństwa, bezpiecznego już w torbie zaprzyjaźnionej kociary.
Szybko wyszlismy, zapewniając, że dorosłe koty wrócą do własciciela po przegladzie i kastracji.
"Dorosłe koty" okazały się ok 6-miesiecznymi kocurkami i na razie po wizycie w lecznicy wylądowały w dt. Kociaki (4 chłopców i 2 dziewczynki) zostały w lecznicy, powinny szybko znaleźć domy (zwłaszcza 3 rude). Pewnie annskr wrzuci jutro jakieś ich zdjęcia.
Problem w tym, że teraz nie wiem, czy facet zechce nam wydać następne koty (kocice zwłaszcza) na sterylki. Nawiasem mówiąc - już dzwonił do mnie "co z kotami" - powiedziałam, że wymagają przeleczenia i zostały w lecznicy. Nie chcę mu ich oddać, ale niepokoję się, jak teraz wyciągniemy od niego te kocice.
Dziękuję bardzo zaprzyjaźnionej parze kociarzy i sąsiadowi (chociaż zapewne tego nie przeczyta) i jak zwykle niezawodnej annskr, bez której energii i determinacji oraz "siły spokoju" cała akcja nie mogłaby się udac.
Teraz muszę pójść z Dorcią po talony (liczę też na kilka od bordo), zarejestruję je "Pod Złotym Psem" (najblizsza lecznica), a potem znowu muszę zaangażować Dorcię (w końcu to jej "kontakt" ) do wspólnego noszenia kotów do i z lecznicy. Oby tylko własciciel zechciał je nam wydawać
