1 maja minęło pół roku odkąd Lundgren jest z nami. Było ciężko i nerwowo [materac, brrr!!], ale teraz już jest w pełni zaaklimatyzowany, rozbezczelnił się jak kotowi

przystoi, nabrał ciała [ 3,5 kg -> 5 kg] jest zdrowy, ma piękną sierść i prawie nie kuleje. Przestał też ciągnąć za sobą smutno ogon, ładnie jest uniesiony. Czasem nawet zdarza się, że podniesie go całkiem, ale jeszcze musi potrenować mięśnie. Goni i zaczepia Puciolinę, która udaje, że ją to bardzo mierzi, ale jak ją znowu ignoruje, to sama go zaczepia, baba jedna

W każdym razie - szorstka miłość.
Raz wyszliśmy na chwilkę z domu do sklepu, ale jakoś długo się zbieraliśmy, koty myślały, że idziemy na długo. Wracamy po 10 minutach, a na fotelu pod drzwiami leżą oba, obok siebie, w najlepszej komitywie

Zwyczajnie je nakryliśmy in flagranti!
Zaraz po wyjściu z transportera, 1 listopada, w łazience. Widać chudziutką tylną łapkę.

Wypuszczony z łazienki, ogląda ptaki za oknem, chudzinka.

Przedwczoraj
Co znów? No twój szlafrok i jego koszulka, wielkie rzeczy! Tu się śpi, idź sobie!