» Sob kwi 21, 2012 16:42
Re: Sol. Pożegnanie. 21.04.2012 (`)
Oczywiście myślę, co by było, gdyby...
Dziękuję, że jesteście tu ze mną i z duchem Sol.
Tinka - Sol była u mnie od listopada. Od początku było wiadomo, ze ma chore nerki. Wiedziałam, że w lutym wyniki się pogorszyły. Tylko CO Z TEGO?! Tak, mogłam być z nią np. co 2 tyg. na badaniu krwi. Mogłam robić te cholerne kroplówki co 2 dni. Ale czy to by ją ocaliło lub znacznie przedłużyło jej życie w komforcie? Czy wtedy można było zrobić coś innego niż pozwolić jej szczęśliwie żyć przy jak najmniej uciążliwym leczeniu osłonowym, które miała (lespewet, enerenal, żurawina)? Już wtedy w lutym, pani doktor uprzedzała mnie, że te nerki "kiedyś siądą". Byłam za to na nią nawet trochę zła. Dlaczego nie leczymy dalej, nie wymyślimy nowych sposobów?! Przecież nie jest jeszcze tak źle i pewnie zahamujemy na wiele lat proces choroby... Wierzyłam, że mówi to na wyrost, że "kiedyś" nastąpi za bardzo długo, że ZNISZCZENIE NEREK NIE BĘDZIE POSTĘPOWAŁO, nie znałam przebiegu pnn. Patrzyłam na stan kici i przez ostatnie 2 m-ce wydawał mi się normalny DLA NIEJ: dużo piła, ale jadła normalnie i była żywa, kontaktowa. Nie lubiła dotykania w okolicach nerek,bolało ją to, ale miała tak od początku pobytu u mnie. Zmiana w jej zachowaniu nastąpiła jakieś 4-5 dni temu.
Zapewniam Cię, że gdyby istniała jakakolwiek szansa na powstrzymanie martwicy czy na przeszczep nerek, chodziłabym z nią nawet codziennie do lecznicy na kroplówki i dawałabym jej na siłę tony leków. Ale - jak zrozumiałam - szansy nie było, bo nie wymienia się nerek, które w przypadku Sol było już mało sprawne, a choroba postępuje.
Erin, Feryenne, Marzenia11, Jana, Asia2, Miśka74, Marzena81 - dziękuję.
Nie żałujcie, że walczyłyście do końca, mimo wszystko, o swoje koty. Ja sama przecież tak zrobiłam z tym, który miał nowotwór. Łącznie z ryzykowną, pionierską w kraju operacją, która mogłaby mu przedłużyć życie o miesiąc,a podczas której zmarł. Tak, jak napisała któraś z Was, to indywidualna relacja między kotem a opiekunem, indywidualny stan każdego chorego. I nikt nie ma tutaj absolutnej prawdy.
Tym razem wstrząsający był dla mnie widok Sol z zakrawioną i zaślinioną buzią, kiwającą się nad miseczką z wodą czy próbującą zjeść 1 kęs jedzenia. I jej ciągłe miauczenie od wczoraj, które nadal słyszę. Gdyby mogła jeszcze jeść, pewnie też próbowałybyśmy...
Sol też dziś rano dziś uciekła mi do piwnicy, drugi raz w ciągu ostatnich dni, choć od początku pobytu u mnie przez 5 m-cy tego nie robiła. Być może też chciała się schować i umrzeć, a ja wzięłam to za dobry znak.
Marzenia, dobrze, że wiem, że wczoraj to byłaś Ty. Nie miałam głowy zapytać, czy jesteś na Forum.
Asiu, tak, dziś byłyśmy w tym samym czasie w klinice. Żegnałam się z Sol w drugim pokoju. Zajęłam trochę czasu pani doktor...
Ostatnio edytowano Sob kwi 21, 2012 16:56 przez
Alex405, łącznie edytowano 1 raz