Chcecie felietonik???
Nie???
A ja i tak napiszę...
Kłopciu nastał u mojej ulubionej ciotki jakiś czas temu.Wzięty ze schronu bo był mały i chory.Najmniejszy i najchorszy...wyrósł i się wyleczył.Rodzina ciotki -mąż i dwaj dorośli synowie to psiarze.A ciotka-kociara.
Dlatego bardzo się ucieszyła ,kiedy wokół domu zaczęła się kręcić jakaś kocina.Ciotka podtykała gościowi jedzonko, patrzyła głęboko w oczy...a gość owszem-wyjadał, wypijał i nie podchodził bliżej.
Podryw ciotkowy zapewne by się nie udał gdyby nie to,że moja babunia, 92-letnia niomylna ex-pielęgniarka (siostra oddziałowa...czytałyście "Lot nad kukułczym gniazdem"??)orzekła: "TEN KOT JEST W CIĄŻY".
TEN KOT na potwierdzenie tych słów okocił się zaraz na tarasie.W cztery kociaki okocił się konkretnie.
Babcia tryumfowała, wujek burczał ("
no chciało się kotka to się ma...pięć!") a ciotka łamała ręce("
co ja zrobię z tyloma kotami...").Kotka syczała na wszystkich ,dzieci chowała za doniczkami, gdzie ciotka ustawiła dla niej budkę i w ogóle cała była na "NIE".Rodzina się przyczaiła.I kotka się przyczaiła.
Nie przyczaił sie Kłopcio bo czajenie jest ostatnią rzeczą, jaka ma on w zwyczaju.
Psiuńcio nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego kocicą.
Ot- biegał sobie po wielkim ogrodzie, raz za razem się kąpiąc w bajorku, ganiał wzdłuż płotu i niwiele sobie robił z młodego życia, które rosło na tarasie.
Aż do dnia, kiedy ów beztroski biegacz stanał w drzwiach tarasu radośnie merdając kitą a w pyszczku niosąc... kociaka!!!
Psiuńci stał a rodzina zamarła.
-Zeżreć chce??!!!-przeraził się wujek
-Eeee...może tylko powychowywać...- zareagowała spokojniej ciotka
Miała rację.
Kociaki były takie około 2-3 tygodniowe jeszcze niezbyt samodzielne a Kłopciu poczekał aż kocia mama nieco się oddaliła po raz pierwszy zostawiając dzieci i PRZYNIÓSŁ.
Pierwszego położył na swoim legowisku przy kominku i radośnie pobiegł a po chwili wrócił z następnym.
Ciotka próbowała mu kociaki odebrać, ale psiuńcio połozył się obok nich i radośnie uśmiechnięty leżał z pomiałkującymi maluchami.
Po chwili wróciła zanipokojona matka.
Stanęął w drzwiach tarasu i ogarnęła spojrzeniem pokój.
Podbiegła do kłopciowego legowiska i przystanęła.Po czym szybko weszła i...ułożyła się obok psiuńcia.Z mnią "no,skoro już tu są moje dzieci, to i ja sobie poleżę z nimi..."
I tak sobie leżeli...kotka karmiła,szczęśliwy Kłopcik spał,a kociaki spały i piły synchronicznie...
Aż do wieczora, kiedy kotka wstała, przeciagnąła się i spojrzała na śpiącego w wianuszku kociakow Kłopcia.
"
Zajmij się dziećmi ,ja mam sprawy!"
Po czym stanęła przed drzwiami na taras i łaskawie pozwoliła się wypuścić na zewnątrz.
Kłopciu spał dalej, co jakiś czas ktoryś kociak pomialkiwał i tak aż do powrotu mamy.
Która wróciła po godzince.
I tak zostało.
Kłopciu wychowywał kocie dzieci przez kilka tygodni.
Kocica dostała imię - Antolka ,a sama w prezencie przekazała rodzinie setki pcheł.Okazała się miłą ,acz chodzącą własnymi drogami pannicą z nieomylnym instynktem łowczym.Po odkarmieniu dzieci pozostała w rodzinie i po dziś dzień cały sezon jesienno-zimowy sypia z Kłopciem.Czasem na Kłopciu a czasem nie wpuszczajac go do jego włąsnego posłanka.
Poczciwina Kłopot bez mrugnięcia okiem pędził przez ogród ciągnac za sobą czteroosobową kocią bandę, ktora rozłaziła się, potykała i raz poi raz gubiła goniąc muszki.Najgorsze były pory jedzenia: Kłopcio jest łakomczuchem jak każdy pies,więc stał karnie przy misce na pół godziny przde porą karmienia.W tym czasie kociaki robiły co chciały.Tego znowu nie wytrzymywał- to mu psuło porządek.Opiekuńczy psiuncio brał więc jednego w pyszczol, niósł na swoje legowisko i zostawiał, łypiac jednocześnie cały czas na michę.
"
MASZ TU SIEDZIEĆ MAŁA ZARAZO!!"
Po czym (stale nie tracąc kontaktu wzrokowego z miską!)szedł zgarnąć następnego zbója,żeby zanieść i położyć....w tym czasie złoczyńca pierwszy wiał radośnie zwiedzać dom...a miska...i tak bez końca.
Pierwsze wejście króregoś z kociaków na krzak bzu Kłopcio prawie przypłacił zawałem.
Stał pod rzeczonym krzaczkiem szczekając rozdzierajaco cieńkim głosem.
Duzi kłopciowi też stali i się zaśmiewali,ale jemu nie było WCALE do śmiechu!
Kociak siedział sobie zadowolony z metr nad ziemią w miejscu CAŁKIEM niedostępnym dla psa z uwagi na gęstość krzaka.Pies się denerwowal.Pies się niepokoił.Pies przeżywał męki!!!
Normalnie- dziecko mu sie zbiesiło!
W końcu kociak zlazł samodzielnie, a Kłopocik odetchnął.Potem ,kiedy któryś z maluchów dryfował w kierunku feralnego krzaka-troskliwy opiekun biegł z wywieszonym jęzorem i porywał kociaka w zęby.I biegł w kierunku wręcz przeciwnym.
Kłopciu lubi mieć kontrolę.
Kocia mama,Antolka nie była aż tak zaangażowana jak Kłopciu.
Ona żyła własnymi sprawami,sumiennie karmiac potomstwo.
Role kulturalno-oświatowego dla kociarstwa pełnił ON.
W końcu kociaki wydano do dobrych domów- jeden z nich ,a wlaściwie jedna -trikolorka o wdzięcznym imieniu Hitler pojechała nawet do rodzinnej wioski mojego Małża, gdzie pelni rolę Naczelnego Kota W Gospodarstwie Szwagra.
Wszyscy się obawiali, że Kłopcio po odejściu kociaków wpadnie w depresję.Bedzie mial zespół opuszczonego gniazda.Czy coś tam.
Ale nie.Kłopciu jest psem skrajnie niedepresynym.Optymistą poprostu.
Kłopciu się nie załamał.
Kłopciu zapomniał.
Bo kłopciu TAK MA.
No bo czy znacie drugiego takiego kogoś, kto w stresie biegnie się wykąpać w sadzawce??
