Jejku
Ja napiszę, jak było u mnie przy dokoceniu.
A było bardzo źle, tyle, że z rezydentką Miki.
Przez pierwsze 2 tygodnie przeprowadziła się na szafę. Nie schodziła z niej wcale, nie pozwalała do siebie dojść, stała się agresywna wobec nas i wobec nowego kota. Załatwiała się na szafie, prawie nie jadła... Potem doszły wymioty, dławienie się jedzeniem - na sygnale jechaliśmy do weta myśląc, że coś utkwiło jej w gardle - ale było czysto. To była jakaś blokada psychiczna...
Po 2 tygodniach Miki zeszła z szafy - weszła do wiklinowej budki i tam zamieszkała. Też z niej nie wychodziła. Była nadal agresywna, ale po jakimś tygodniu - wyszła. Zaczęła dla odmiany w panice uciekać przed Lakim. Rozcięła sobie rogówkę, potem - podczas leczenia - rozcięła w nerwach rogówke mnie... Budziła nas w nocy wrzaskiem kota obdzieranego ze skóry - tylko dlatego, że Laki zbliżył się do niej na odległość mniejszą niż 2 metry...
Walczyliśmy ponad 2 m-ce, ale potem powoli zaczęło się poprawiać.
Teraz żyją we względnej zgodzie, nie kochają się, ale tolerują. Potrafią spać obok siebie na parapecie lub leżec na jednej kanapie.
Feliway w gniazdku, obróżkja feromonowa, karma calm, calm aid, krople bacha.
Wiele osób ma sceptyczny stosunek do tych kropli, ale ja mam wrażenie, że u nas trochę działały.
Tutaj też bym to wszystko wprowadziła. Spokój i cierpliwość. To może dać naprawdę dobre efekty, choć nie od razu.
Warto powalczyć, naprawdę.
Wiem jak to jest, wiem, jak bardzo źle jest z tym nam samym...
Nawet nie zliczę nocy i dni, które wtedy przepłakałam patrząc, jak się Miki męczy.
Nie żałuję, że podjęliśmy walkę.
Teraz jest dobrze, choć wtedy wydawało się to niemal niemożliwe.
Trzymam wielkie kciuki.
Jeśli będzie potrzebne wsparcie finansowe - mogę zadeklarować 20,- zł. To niewiele, ale już coś na początek.