moi rezydenci to tez tak przy jedzeniu kombinują
jeden z sosikiem inny rybka a jeszcze innemu trzeba podawac pod nosek
Pozdrawiam serdecznie i mizianki dla Kociastych posyłam

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Kociama pisze:Alenorku jak czytam o Twoich Kotach to jakbym swoje widziała
moi rezydenci to tez tak przy jedzeniu kombinują
jeden z sosikiem inny rybka a jeszcze innemu trzeba podawac pod nosek
Pozdrawiam serdecznie i mizianki dla Kociastych posyłam
Alienor pisze:Już wieczór więc piszę - kotki (Fuks) wyrwały kabelki z klawiatury, więc kupiłam nową. Tydzień później kotki (Rukia) załatwiły nową klawiaturę, odkłaczając się na nią w środku nocy. Klawiaturka pożyczona od Ali nie bardzo działała, więc pisanie było wyzwaniem i pisałam wtedy tylko jak musiałam, bo mi coś w duszy grało. Swoje koty mam zawsze, więc nie wydawało mi się to jakieś super interesujące. Plus zdrowie mi się trochę posypało - włącznie z tym, że w Wielki Piątek pogotowie zabrało mnie z pracy i zawiozło na izbę przyjęć do szpitala, bo wyglądałam kiepsko, czułam się jeszcze gorzej, a ciśnienie było prawie niemierzalne
I ponieważ wyniki były nie-takie-znowu złe, czyli po 2 kawach ( w tym espresso) i 2 kroplówkach w końcu osiągnęłam 110/80, to podejrzewali anoreksję - chuda, na ciemno ubrana - wiadomo. Ale żyję i wszystko jest w miarę OK. Prócz tego, że po wyrwaniu zęba (wypadło więcej niż połowa, a reszta była w kiepskim stanie) dalej mnie boli (bardzo) i chyba się powinnam szykować na leczenie antybiotykowe
![]()
I wczoraj, gdy miałam napięty plan dnia, bo Cyda miała przyjechać mnie zahennować Justin wykorzystał fakt, że Kotori rozwaliła zabezpieczenie antykocie dziurki w siatce (tak, że nie zauważyłam) i zwiał przed nią na dwór. Szukałam, usiłowałam złapać i nic. Jak Cyda poszła a za oknem wreszcie było wystarczająco ciemno (a ja spłukałam hennę z włosów) poszłam z transporterkiem łapać idiotę, bo wracał na balkon po czym zwiewał jak widział, że na niego patrzymy. Niestety sąsiad z góry z sąsiedniej klatki zabawiał się w straż obywatelską oświetlając mnie, transporter ( z kocimiętką i żarciem) oraz okoliczne krzaki, więc jak deszcz coraz mocniej padał a on co 2-3 minuty zapuszczał szperacza poddałam się i wróciłam do domu, zostawiając transporter na balkonie. Moja wiara że się uda mimo wszystko została nagrodzona - dzikus sam wrócił na balkon po godzinie i gdy otwarłam drzwi (starannie stojąc z dala od każdej możliwej trasy) - wszedł do środka i dał się nakarmić. Dotknąć nie, bo jak wiadomo człowieki gryzą
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], Kankan, Lifter, MB&Ofelia i 28 gości