Neigh pisze:Basiu - oficjalnie na prośbę moją, jak sądzę Encantador też nie będzie miała nic przeciwko oraz Andrzeja ( byłego właściela kotów - mogę wysłać upoważnienie NA PIŚMIE jesli sobie życzysz )
prosimy grzecznie i WYCZERPUJĄCE informacje dotyczące devonów. Wraz z informacjami o stanie zdrowia, namiarami na weta u którego były leczone itp.
Nadal potwierdzam - mogę:-) Gdzie tu kłamstwo. Chcesz być precyzyjna i czepiac się słowek - rób to pliss dokładnie.
Nie chciałaś przekazywac info, bo ja jestem nikim - to Ci napisałam, że mogę przesłac upowaznienie na piśmie:-). Nie będę tłumaczyć, ze nie jestem wielbłądem:)
Chciałaś na już i dziś - dostałaś.
Ty tu uprawiasz cały czas akcję kto/kogo. Bo tu nie chodzi o koty:-) Tylko o to, żeby pokazać, że ja się myliłam.
Wiesz gdyby mi się chciało to bym zacytowała swoje posty - takie w których przekonuję Cię do wykasowania info dla dobra dziecka pod Twoją opieką....... czy pytam rzeczowo czy wola adopcji psów - to słuszna koncepcja. Czy jasno i czytelnie piszę - co jest z mojego punktu widzenia nieakceptowalne. I poprosiła o wskazanie tego chamstwa i bezczelności.
Ale wiesz co - nie chce mi się........ot tak po prostu.
Ludzie maja prawo mnie kochać, nienawidzieć........dowolnie. Ja nie przekazuje Wszem i Wobec co mają sądzić. Ja mówię, że JA się myliłam. Moje prawo - moja ocena.
Tak jak mówiono - wywiąże się jatka. Tylko i wyłącznie dlatego, że ja czuję się odpowiedzialna. Poproszono mnie ( konkretnie Andrzej, zeby nie było:-) ) o znalezienie kotom domu. Zrobiłam to. I czuję się za to cholernie odpowiedzialna - chocby przed osobą, która mi tę adopcję powierzyła. Czuję się odpowiedzialna za te koty.
Wydaje mi się jednak, że zrobiłam wszystko co do mnie należało. Zwrociłam uwagę stronom czyli hodowcy i byłemu właścielowi - na niepokojące symptomy. ( MNIE niepokojące ). Hodowca uznał, że wszystko jest w najlepszym porządku i super.
I tak jak napisałam, jesli własciel uzna tak samo, moja rola się kończy.
Nikt mi nie powie, że nawet jesli popełniłam błąd ( a w moim pojęciu tak ) nie usiłowałam go naprawić. Albo że się do niego nie przyznałam.
Co do pozostałych kwestii - jak Twoja opinia na moj temat........daruj WISI MI:-)
Upoważnienia, umowy, konsultacje prawne, punkty zwrotne, hasła, akcje i partyzantka - a po co?
Chcesz dalej tu - alez bardzo proszę:-).
Dlaczego pytałam wszędzie jak się mają koty?
A co byś zrobiła na moim miejscu???? Oddałaś komuś koty - ktoś nie reaguje na żadne formy zapytań, nie odpowiada na pw.......olałabyś? widzisz ja nie olewam.
Bo JEJ nic nie powiem. I oby to był faktycznie jedyny powód.....oby. Wtedy można odetchnąc z ulgą i uznać, ze to po prostu zabawne....... i ( daruj ) dziecinne.
Z mojego punktu widzenia - Andrzej od początku powierzył mi zadanie zajęcia się dobrem kotów. To ja wybrałam Ciebie, to do mojego domu przyjechałaś, to ode mnie odbierałaś koty. Andrzeja nie widziałaś na oczy, prawda? Bład kolejny polegał na tym, ze Andrzej nie zrzekł się kotów na moją korzyść - a Ty nie adoptowałabyś ich bezpośrednio ode mnie. BŁAD. ( nauczka na przyszłość )Tym samym skoro sytuacja wymaga, by oficjalnie mnie upoważnił do pozyskiwania info to zrobił. Inaczej wszak nie chciałaś uznać tego faktu, prawda?
I tak przez następne lata strzyżono - golono, strzyżono - golono
Jedno wiem na bank - do kolejnych umów dodac warto paragraf, w którym adoptujacy określi liczbę adoptowanych zwierząt - w sensie ile docelowo zamierza posiadać. Bo to istotna kwestia. Z każdej sytuacji warto wyciągać wnioski.
A pies był niech zgadne.........logicznie i spokojnie.....
Tak myśle, ze skoro Norweg miał być dla kogoś z rodziny męża, kota ( ta od serca ) dla koleżanki, Isztar dla córki, to pies też zapewne dla kogoś z rodziny......słuchy krążyły, że dla Babci z uczuleniem na kocią sierść ( ale to nie potwierdzone info).