Pojechałam wypuścić czarną kocicę na Faradaya. Przełożyłam ją gołymi rękami

Zawiozłam na miejsce - już w transporterku zaczęła machać łapkami i się niepokoić.
Doniosłam ją do jej budki i wypuściłam
A ta -"maruuu!" i ósemeczka między moimi nogami i do miseczki.
Dałam jej jeść, to zadowolona była. Dobrze, że teren jest w miarę zamknięty

ale to domowa, oswojona kotka
Wychodziłam już, patrzę - siedzą dwa koty
zasadziłam się
złapałam je

przyszedł jeszcze trzeci, ale już nie miałam w co złapać
Złapał/a się czarna kot/ka z białym i bury facet najprawdopodobniej - takie zeszłojesienne podrostki.
Biegał jeszcze jeden bury i widziałam wcześniej czarnego, no i Ryszard jeszcze zostaje do złapania.