Część. Sorry, że mnie tak długo nie było, ale nie byłam od czwartku w pracy i nie miałam dostępu do komputera.
Od czwartku wiele się zmieniło, więc mam dużo do opowiadania.
W czwartek mimo usilnych prób nie udało mi sie skontaktować z Piotrem. W lecznicy odbierała maja wet., a w domu nikt. Niewiele myśląc zadzwoniłam do dr Gierka i opowiedziałam wszystko od początku. Powiedział, że jak przyjedziemy to proponuje nam wizytę u dr Lewickiej w Mikołowie, która specjalizuje się w internie. Tam pani doktor zbada krew i zobaczymy co dalej.
Tak jak się umówiłam pojechałyśmy w piątek najpierw do dr Gierka, a potem do Mikołowa. Pan dr powiedział, że bardzo ładnie rana się zagoiła (pochwalił nas), zdjął wszystkie szwy (nic się nie rozlazło). Osłuchał Kruszynkę, stwierdzając, że jednak ma lekkie szmery w płucach (wiedziałam, że mnie moja wet. robi w jajo!!!), zmierzył temperaturę (była w porządku) i powiedział, że pod względem chirurgicznym wszystko jest O.K., a teraz najważniejsze jest badanie krwi, po którym wspólnie z dr Lewicką uzgodnią dalsze leczenie. Za wizytę u dr Gierka zapłaciłam 40 zł.
Z Katowic do Mikołowa odwiozła nas Basia . Dr Lewicka przebadała Kruszynkę, stwierdzając , że ma lekkie szmety oskrzelowe i pęcherzykowe. Podała antybiotyk działający 7 dni, oraz lek cytostatyczny (przeciwnowotworowy), działający podobnie jak chemioterapia. Następny mamy dać po 3-6 tygodniach.
Pobrała krew Kruszynce, a w sprawie wyników miałam zadzwonić po 16-tej. Oprócz podanych leków dostałam listę leków ( w tym Convalescens), które Kruszynka powinna brać (wybór miał nastąpić po analizie wyników krwi). Za wizytę zapłaciłam 40 zł.
Do Częstochowy zawiozła nas Basia, nie biorąc ani grosza i mówiąc, że jest to Jej wkład w leczenie. BASIU JESTEŚ WSPANIAŁA!!!
Ok. godz. 17 zadzwoniłam do Mikołowa. Z duszą na ramieniu, bo wyniki badań miały wskazać, czy nie ma przerzutów. UFFFFFF przerzutów nie ma. Wątroba i nerki są w idealnym stanie. Niestety Kruszynka ma anemię (moje biedne kochanie, przecież jest tak dobrze odżywiane, a tu anemia....), liczba białych krwinek jest też duża, ale w chorobie nowotworowej jest to norma.
Całe szczęście, że nie jest bardzo źle. Pobiegłam do hurtowni weterynaryjnej i kupiłam leki (wszystkie) Calo-pet, Geri-pet i Bezo-pet. Zapłaciłam 65 zł. Jak tak dalej pójdzie obrabuje bank. Zapłaciłam już razem 425 zł. Oczywiście pożyczone, a teraz nie mam z czego oddać............. POMOCY!!!

Proszę..........
Aha, zapomniałam napisać, że pytałam o podawanie Vilcacory, nie ma żadnych przeciwwskazań, a u kotów dział dobrze, więc można spróbować. Basia powiedział mi ,że G. N. Jest fachowcem od żywienia, może pomoże mi ustalić dawkę dla kruszynki?
W sobotę Kruszynka miała zły dzień, źle się czuła, pojękiwała, nie chciała jeść..... w ogóle była do bani. Tak się bałam, że zadzwoniłam do dr Lewickiej i spytałam, czy to może po tym cytostatyku? Usłyszałam, że Kruszynka może się tak czuć jeszcze ok. tygodnia, a całkowicie dobrze nawet po 6-12 tygodni od operacji.
Wczoraj już było lepiej. Jadła jak smok (to pewnie zasługa witaminek), nareszcie zaczęła pić i zaczęła się kłócić, jak cos się Jej nie podobało. Dzisiaj dzwoniła mam, że zaczyna łazęgować, je, pije i wygląda, że zdrowieje. Boże, dzięki, moje maleństwo zdrowieje!!!!!!!
P.S. WIELKIE PODZIEKOWANIA dla
Keti i po raz drugi dla
lakshmi dostałam wpłatę na konto.
Razem zebrałam 305 zł. Bardzo dziękuje i jeśli to możliwe proszę o jeszcze..........
