Całe szczęście, że poszłam na tę lewatywę, bo... okazało się, że to nie robaki sa przyczyną wszystkiego. Wet zrobił głęboką lewatywę i nic nie poszło! Robaki wyszły z kupką tylko "przy okazji" i były najprawdopodobniej resztkami po sobotnim odrobaczaniu. Lekarz zdębiał, zaczął raz jeszcze oglądać zdjęcia rentgenowskie, znów widać było tylko rozdęte, zagazowane jelitka. Obmacał dokładnie Ami, macał, macał i macał, aż w końcu powiedział kilka słów, a mi łzy same popłynęły po policzkach

Wymioty spowodowane są przez infekcję organizmu, ta jest z kolei spowodowana chorymi nerkami

Wet powiedział, że to maleństwo ma nereczki takiej wielkości jaką zazwyczaj mają dorosłe koty
Dostała lekarstwo, które pobudzi nerki do pracy, a jednocześnie dużo glukozy, która ma ja nawodnić. Muszę dalej karmić małą na siłę, dostałam też saszetkę Royal Canin Veterinary Diet, którą muszę jej podawać, no i dalej faszerować ją Calopetem.
Stan Ami jest poważny. Nie wiadomo, czy choroba nerek to wada genetyczna czy tymczasowa niewydolność. Nie wiadomo jak długo będzie trzeba leczyć tę infekcję i czy w ogóle się ją wyleczy.
Wzięłam Ami ze schroniska zaledwie sześć dni temu, ale już ją pokochałam i będę ze wszystkich sił walczyła o jej życie i zdrowie. Zresztą mała też walczy i gdy widzę jak ta biedna kruszyna przytula się do Mattiego albo gdy patrzy na mnie i dotyka mojej twarzy swoimi łapkami to oczy same mi się szklą.
W całej tej sytuacji są jednak dwa plusy. Pierwszy to taki, że nakarmiłam (wprawdzie na siłę, ale zawsze) Ami Calopetem i pierwszy raz od kilku dni zjadła aż tak dużo. Drugi plus to ten, że nie jest już odwodniona. To zawsze jakiś sukces.
Czy ktoś na forum ma kota-nerkowca, który był chory już od małego?