Zaczynam pękać...
Rano prawie euforia - Mysza poglamała jedzenie, napiła się mleka "kociego" rozcieńczonego wodą. Fajnie. Potem koszmarek.
Po pierwsze - Mysza sika pod siebie. Tak, jakby nie wiedziała nawet, że sika. Owszem, jak poczuje mokre, to sie przesuwa na suche. I tyle. Zastałam ją na łóżku leżącą obok ogromnej plamy. A obok jeszcze jedna mała plamka. Czy to możliwe, że coś się stało podczas operacji i ona teraz nie czuje sikania?
Po drugie - karmienie jej to horror. Sama nie chce jeść, czasem się zainteresuje jedzeniem podsuniętym pod nos i, po nagabywaniu, coś tam poliże, pociumka. To stanowczo za mało, więc ciągle daję jej convalescence dopyszcznie strzykawką. Wyrywa się, okropnie drapie, dziś TŻ ją trzymał, a ja karmiłam, ale co z tego - nauczyła się pluć. Połowa jedzenia wypływa bokami, ląduje wszędzie tylko nie w jej żołądku. W ten sposób nigdy nie dojdzie do jako takiego stanu...
Nie mam siły. Nie mam pojęcia co robić...