Trwamy i zamierzamy to robić wbrew losowi. Nie mylić nas ze znaną

stacją tv . U nas jest zwykła rzeczywistość.
Żuk ma dwa odbyciki ale tylko jeden jest pecany. Przynosi to jakieś widoczne efekty.Więc bardzo sie cieszę z tego.Mały syczy na nas i co jakiś czas wyrywa się.Nie do końca lubi majsterkowanie mu przy nabiale. Ale właściwie to jest przegrzeczny kot.Oczko lekko nadal łzawi.Jednak ma duży apetyt. Bardzo sie cieszę. Dziś dorobiłam mu rano jedzenia i czekam czy rzemieślnik w nim się nie obudzi tzn hafciarz.
Jest osowiały lekko .Musi go boleć.Sczególnie przy próbie załatwiania się.
Kotów na darmowy katering przychodzi więcej. Powypuszczane z piwnic meldują się na darmówce. Teraz jak są ferie pokazują sie i szkolne. Ktoś musi je w pobliskiej szkole dokarmiać bo tylko "na wolne" przychodzą.
Na święta jesteśmy jako tako naszykowani. Dzikuny mają zakupiony komplet nerek.Nic w zamrażarkę nie wejdzie już. Wiemy kto ma dyżur wetowski.Nawet jestem im winna grosik jak Danka biegła na cito po leki. Wpadnę z jajeczkiem

(Luckiem) i oddam. Ryż zakupiony ,jeszcze batony mięsne i mogą nawet długaśne święta nastać.
Nam, zwykłym dwónogom jeszcze nic nie zakupiono. Dzis może TŻ pójdzie i wedle swego gustu dobierze. Zjemy co będzie. Jutro też jest dzień i w sobotę...handlowy.
Wyjasniłą sie chyba mała jadalnośc Julki. To niejadek okrutny i denerwujący. Chce już i teraz właśnie to co jest szykowane.Po czym popatrzy, nosem pokręci i oleje. A mnie szlag na miejscu trafia i kota bym wyciepała ze złości.
A nie powinnam.Powinnam znanego detektywa zatrudnić i cała wyjaśniająca sprawa trwała by krócej. Nawet wyjaśniłoby sie worków bałąganiarstwo.
Otóż Julinka dopycha swój mały brzuszek chrupeczkami.Ale nie zjadanymi z miski tylko prosto z wora. Włazi w nie , w zależności od smaka, siada w środku i chrupa. Wczoraj taki wór wyszedłby sam do przedpokoju, tak tam się kokosiła. Zajrzałam a tam mała nie przerywając posiłku uśmiechnęła sie do mnie.