Joanna KA pisze:no nie
Wiesiu, tylko spuści się Ciebie kochana z oka na dzień czy dwa, a Ty takie masz historie, że wystarczyło by na pół roku
gratulację dokocenia
gratulacje znalezienia domków

Asiu, masz rację, że nie można mnie spuścić z oka

bo... żeby mi nie było za lekko, to... mam już nowego tymczasa

właściwie od wczoraj
A było to tak: kilka dni temu na ulicy zobaczyłam chorego kota

miał rany za uszami, wyłysiałe placki, jakiś taki był przykurczony. Dałam chrupki, zjadł, a że spieszyłam się do pracy, to musiało mu to wystarczyć. Ale jak to ja, nie mogłam tam nie wrócić. Pojechałam wieczorem, ale kota nie było. Na tej ulicy mieszka moja zwierzolubna koleżanka, nakazałam jej obserwację kota i miała zadzwonić, jak się pojawi. Następnego dnia wieczorem się pojawił, pojechałam na wezwanie, ale nie udało nam się go złapać. Magda miała za zadanie kota karmić, żeby go trochę obłaskawić. Ja już zastanawiałam się nad klatką-łapką, ale w czwartek napatoczyłam się na małego rudzielca, jak przechodził w tę i z powrotem przez ruchliwą ulicę (inną niż tamten kot, zupełnie inna część miasta, chyba nie powinnam już wychodzić z domu) i musiałam wstrzymywać ruch samochodów, żeby zgarnąć odważniaka. W emocjach zapomniałam o tamtym kocie. A w piątek wioząc rudaska do weta dostałam telefon od Magdy, że kot złapany, siedzi u niej w łazience, że muszę go dzisiaj wziąć, bo oni wyjeżdżają na weekend. W tym momencie byłam przerażona!! Ile jeszcze tych kotów??

A z rudaskiem miałam jeszcze przeboje w drodze, bo wzięłam go do weta w takim piknikowym plastikowym koszyku, nie chciało mi się brać dużego transportera, zawsze w tym koszu woziłam mniejsze koty. A rudasek jak tak normalnie aniołek nie kot, to w tym koszyku dostał szału. Miauczał, szalał, przyłożyłam koszyk torebką, ale mały się wydostał

Władował mi się na kolana i zadowolony oparty o drzwi auta oglądał świat przez okno. Ja oczywiście za kierownicą jedną ręką trzymam kota, drugą kieruję

brakowało tylko żeby zgarnęła nas policja
Na drogę powrotną pan doktor wymyślił, że da mi pudełko, zapakowaliśmy malucha do pudła, zawiązał, ale nie docenił rudaska

Na pierwszym zakręcie mały był już na zewnątrz pudła

ale tym razem na szczęście ułożył się na tylnym siedzeniu i się zdrzemnął

Do domu przyniosłam go na rękach.
Jestem przekonana, że kotek został wywieziony chyba właśnie w jakimś pudełku i porzucony, stąd tak potwornie bał się przestrzeni zamkniętej.
Po wizycie u weta rudaska odtransportowałam do domu i odwrotka po... nowego kota (nawet nie wiedziałam czy to kocur czy kotka). Znowu prosto do weta, ciemna noc już mnie zastała, dobrze że lecznica długo czynna.
Nowy kot to kocur, pełnojajeczny

z wygryzionymi przez świerzb uszami, rany i łyse placki też od świerzba. Zrobiłam mu testy, bo kot nie wygląda dobrze, ale na szczęście FeLV/FIV ujemne

i to jest bardzo dobra wiadomość!! Osłuchowo nie jest podobno źle, brzuch nie jest bolesny, dostał advocate na kark i mam go obserwować.
Takim to sposobem od wczoraj za łóżkiem w mojej (chyba już tylko z teorii) sypialni siedzi kolejny kot
ale mi wyszedł elaborat
