
Koparka była zamówiona na 8, chłopaki na 7.30 pod bramą - no i dalej, zdobywać królestwa i kochać kobiety. Tzn odkrywać nieznane. No, takie tam.
Już o godzinie 7.20 ze słodkiego snu obudził mnie telefon. Tak, jesteśmy 10 minut przed czasem, czekamy. Ja, zawsze przytomna po obudzeniu mówię, ok, Justyn zaraz schodzi.



Drę się Juuuuuuuustyyyyyn. Kotek? Yyyyyy a o co chodzi?
No tak, budzik podobno zadzwonił, podobno go szybko wyłączył, podobno.
Jakoś nie wierzę, bo sen mam lekki i budzi budzi mnie zawsze, ale nic to, zabiję go później, jak wróci i odda kasę

W tym czasie, szczęśliwie, dzwoni inwestor. Nie pada w Brzezinach, nie pada w Łodzi. Ale koparkowy nawalił, będzie inny koparkowy i inna koparka, i inna szczęśliwie godzina rozpoczęcia prac - 9. Ufff. To nawet Justyn zdąży.
Justyn się zbiera, ja kieruję ruchem. Chłopakom mówię - idźcie do pracowni, wypijcie sobie kawę/herbatę. Ok, idą. Dzwonię do wiernego pracownika - gdzie jesteś Jarku? Milczenie głębokie jak Rów Mariański, po chwili - spóźniłem się. No dobra, drogi kolego, nie tak brzmiało moje pytanie, więc? Milczenie, po chwili zduszone - wychodzę z domu

Mężczyźni

Ale ja, ja nieszczęsna? Już wstałam, los jest okrutny, owszem planowałam poranne wstawanie, ale poranne to jakos koło 10, tak? A nie w środku nocy
