Kasiu, nie byłaś tylko świadkiem tej przemiany, ale pomogłaś w jej dokonaniu się

Napiszę tak. Wetka dałaby im jeść, posprzątała kuwety, wypuściła...itd.Ale nie o to w tym wszystkim chodzi.To są zadbane, wypieszczone, wymiziane koty.Chodzimy tam na zmianę,one czują, że są kochane, bezpieczne, nie boją się ludzi i zwierząt, które tam się pojawiają.Ich zdrowie psychiczne przekłada się na fizyczne. Śmiem twierdzić, że wiele domowych kotów nie ma takiej opieki i tylu czułości, co te lecznicowe. Nie wiem jak nazwać to uczucie, duma?, satysfakcja?, że są właśnie takie fajne i że miało się w tym swój udział. Widzę, że wetka też to czuje i ja i Ty na pewno.
Sary nie da się nie lubić, to takie małe brykadełko, ma w sobie tyle radości życia, cieszy ją znaleziony kawałek patyczka, to, że może sobie wskoczyć na stos pudełek, pogonić Bombaja.Mnie się podoba jak wchodzę rano do pomieszczenia dla kotów, a one jeszcze nie dostały jeść. Wita mnie wrzask na trzy kocie głosy, rozumiem, że krzyczą "daj wreszcie jeść i wypuść mnie!!!", co też natychmiast posłusznie wykonuję.Kocham te koty bardzo
