Wiesz, chyba zwariował

Dzisiaj dotknęła łapką, moją dłoń z własnej, nieprzymuszonej woli. I to dwa razy, i nie w celu przyłożenia z liścia. I sama do mnie podeszła na odległość mniejszą niż wyciągnięcie ręki.
Oczywiście wszystko da się banalnie wyjaśnić, ale brzmi dobrze
Kroiłam dla niej mięsko, na kocim blacie. Strasznie była zniecierpliwiona, że tak się grzebię, więc próbowała mi je wyciągnąć spod palców. Podeszła do mnie, bo jak wszystkie czarownice o tej porze roku, myłam okna - więc ciekawość przeważyła

Wchodziła na drabinkę i robiła surykatkę
Obie panny jadły dziś zgodnie na blacie, każda ze swojej miseczki. Głowa Ozziego wygląda bardzo dobrze. Po wytworzeniu się strupków, okazało się, że ma dwie dziurki - zupełnie jakby ukąsił go wąż

M powiedział, że to jest głupia koncepcja, bo gdzie
"wonsz" przy takich temperaturach
O jeżyku nie mam żadnych informacji, co chyba trzeba uznać za dobry znak.
Aaaa i jeszcze napiszę o Marysi, bo nie mogę wyjść z podziwu. Wrzucam im resztki i po dwóch tygodniach, nie ma po nich śladu - tylko czarna, pięknie wyglądająca ziemia. Normalnie szok
