AnielkaG pisze:Pan doktor również nie leczy kotów. Usunął kotu oko bez zgody opiekunki, mimo że nadawało się do leczenia farmakologicznego.
tak to prawda. Wczoraj zawiozłam tego kota. Po pierwszym "rzucie oka" na kota (nie wyjmując z klatki-łapki i dźgając palcem przez kraty,żeby kot pokazał oko i się odwrócił) oceniono "do amputacji".Kiedy stanowczo zaprotestowałam chwilowo zmienił się front (inaczej zabrałabym kota z powrotem natychmiast).Usłyszałam,że wet oceni dokładnie po podaniu narkozy i wybarwieniu oka. Prosiłam o dokładne zbadanie,podanie antybiotyku,kropli etc. i tłumaczyłam,że amputować zawsze można zdążyć. Chciałam przed ostateczną decyzją skonsultować u dr.Garncarza (płacąc z własnej kieszeni-nie z pieniędzy gminy). Umówiliśmy się z lekarzem na tel. dziś wieczorem. Kot miał być robiony dziś,bo wczoraj było już kilka do kastracji i wet był zmęczony. Dziś o 13.00 zadzwoniłam zapytać jak oko (myślałam,że chociaż jest obserwowane,podawany jest antybiotyk,krople,cokolwiek). Oznajmiono mi,że kot jest po amputacji, nie było czego ratować. Była ropa od wewnątrz i galareta.
Widziałam to oko ja i kilka innych osób. Było trochę zmętniałe,lekko zaczerwienione, zachodziła troszkę trzecia powieka,kot momentami lekko mrużył oko.Nikt z nas nie uważał,że była to tragedia.Nie było obrzęku,nie "wisiało na włosku",nie sączyła się ropa,nie było sklejone. Widziałam i leczyłam gorsze stany oka z kk u kota,który zupełnie go nie otwierał. Tu wydawało się,że potrzeba paru dni farmakoterapii. Teraz nikogo nie przekonam, nie mam zdjęć,innych konsultacji,opinii innych wetów,sama nie jestem wetem-to prawda.
Ale nawet,jeśli okazałoby się,że amputacja jest zasadna LICZYŁAM NA PODJĘCIE PRÓBY LECZENIA, A CHOCIAŻBY NA TELEFON,żebym mogła zadecydować co dalej- chciałam odebrać i konsultować u okulisty!!! Nie dano mi szansy.
Gmina jest zdania,że "to nie mój kot,ale gminy" i do decyzji weta należy co powinno się robić w danym przypadku,bo tak jest w przypadku zwierząt wolnożyjących. A moje prośby o kontakt,zostawiony nr tel.? -tu też gmina bezradnie rozkłada ręce i wzrusza ramionami - nie ma tego w umowie...
Efekt - kot bez oka, obsługiwalny(jak się okazało) z perspektywą na pełne oswojenie ROZPACZLIWIE SZUKA DOMU-nie wyobrażam sobie wypuszczenia go.