Nie dość że tłok, to jeszcze połamane łapki
przy okazji - wiadomo coś może o sterylkach wolnożyjących?
dzwoniła do mnie jakaś baba z administracji osiedla na którym
nie mieszkam, z fochem wielkim że lokatorzy się skarżą że tyyyyle kotów tam jest i "coś z tym trzeba zrobić!"
nie rozumiała co do niej mówię, myślała chyba że te koty na własny rachunek ciacham
to te koty od babci co się na mnie obraziła, jak po kastracji zaginął jeden kocurek (potem się znalazł)
więcej nie zdążyłam bo sterylki się skończyły
współpraca babci jest konieczna, bo gdzieś te bidy po zabiegu trzeba przetrzymać, babcia ma piwnicę, ale chyba nie dowidzi, jak poszła kotu wodę zanieść to pewnie jej pitnął pod nogami
ja nie mam gdzie, w piwnicy tyle gratów, krzywdę mogłyby sobie zrobić i jak potem kota złapać, w komórce mam węgiel, a na strych sąsiadka z praniem łazi, już widzę jak pranie wiesza, a kot czmycha w tym czasie
dobre w tym wszystkim jest to, że babcia nie jest przeciwna sterylkom aborcyjnym
lada dzień pojawią sie małe, a ja nie jestem w stanie zafundować sfochowanym lokatorom osiedla na którym
nie mieszkam sterylizacji 5 czy 6 kotów
coś z nimi trzeba zrobić, bo lokatorzy wynajdą własne sposoby na pozbycie się biedaków
Kciuki za połamańców, Lostris i całą ferajnę

edit: bron Boże nie sugeruję, żeby schron tym obciążac, ktoś wie co z tymi darmowymi sterylkami może