Morris dzisiaj daje popalić

mam wrażenie, że gdyby jego zachowanie zapisywać na jakimś mądrym wykresie to wyglądałoby to jak wynik badania EKG
zatem dzisiaj mamy takie apogeum stanu mocno przedzawałowego

przyszłam z pracy zmęczona, marząc o małej drzemce, no i w zasadzie mogłam sobie o niej pomarzyć...
Morris tradycyjnie po zjedzeniu kolacji dostał kociego kręćka do gonitw i zabawy. Nie zwracając uwagi na skaczącego, rzucającego się po łóżku i ścigającego wyimaginowane myszki kota polożyłam się na kanapie, pod kocykiem. Pewnie znacie takie błogie uczucie, kiedy przyjemnie odpływa się zasypiając po męczącym dniu

I właśnie w tym momencie, w tej minucie z objęć Morfeusza wyrwał mnie brzdęk przewróconej szklanki

Jedyne co pomyślałam, to że nie wstanę, bo szklanka cała, choć woda się leje z szafki na podłogę

ale nie wstanę, mam w nosie, jestem zmęczona!
I wtedy nastąpiło drugie hopsnięcie, drugi złośliwy koci atak na niewinną szklankę, która z szafki poleciała na podłogę roztrzaskując się na kawałki

Zatem już miałam mokrą szafkę, mokrą podłogę, mokrą skóre owczą która pod tym wszystkim leżała, dodatkowo nabitą odpryskami z rozbitej szklanki.
Wstałam, posprzątałam, kotu pogroziłam że trafi do rosołu, i co z tego? I nic. Bo Morris właśnie wyciąga pendrive z dvd i za chwilę będzie nim ciskał pod szafkę, a ja będe starałą się umęczyć tego kociego drania żeby dał w nocy spać. A jutro pewnie będzie miły i grzeczny jak aniołek, że nie będzie jak się na niego złościć i rozpamiętywać dzisiejszego dnia...
Nie miała baba problemu, wzięła sobie kota
