W sprawie Emilki i maluchów jakoś nie ma rewelacji..
Napisałam do CatAngel z prośbą o ogłoszenia i na razie czekam na odpowiedź.. i mam nadzieję, że dopiero wtedy coś się ruszy na poważnie..
Z reszty kocich wieści, to najważniejsze, że Fryga ma się już duuużo lepiej.. znowu łazi po całym mieszkaniu, daje się głaskać, raz nawet sama do mnie przyszła..
Ostatni wymaz krwi jest lepszy ale nadal widać powstające młode erytrocyty czyli cały czas walczymy z chorobą autohemolityczną.. za niedługo kolejny rozmaz i mam nadzieję - dalsze zmniejszanie dawki encortolonu..
Martwi mnie Miś.. jak już pisałam, starzeje się mój mały Miś.. futerko w gorszej formie, i sporo rzadsze..

poza tym Miś jest chudy..

chociaż apetyt mu dopisuje jak zwykle.. niby nic niepokojącego ale jest inaczej..
wprawdzie w miarę niedawno robione badania krwi nic złego nie pokazały ale widać Misiową starość.. więcej śpi.. mało się interesuje codziennym kocim życiem.. widać, że zwolnił obroty.. chociaż ta starość wynikająca z metryki nie jest taka duża.. bo zaledwie dwunastoletnia.. i trudno zwalić wszystko na stan zdrowia.. a jednak..
W najbliższym czasie moje dwa puchate czarnuszki czyli Bazyl i Sushi lądują na strzyżeniu u weta.. inaczej się nie da.. oba są nieczesalne.. Sushi w całości a Bazyl w 80%..
Biała, puchata Coco jest już całkiem oswojoną panienką.. można ją głaskać i przytulać bez żadnych obaw, że jej się to nie spodoba.. nawet czasem pozwala na wyjęcie jakiegoś pojedyńczego kołtuna.. grzebienia nadal nie lubi ale, nie wiem dlaczego, nie potrzebuje czesania w takim stopniu jak wspomniane wyżej czarnuszki.. i całe szczęście..
Reszta kociastych bez zmian.. jedzenie, picie i kuwetka w normie..

A z reszty wieści - niekocich - to wczoraj na zajęciach były, jak to nazwał nasz nauczyciel - warsztaty krawieckie..
po raz pierwszy szyłam coś innego niż materiał albo wyprawiona skóra.. właściwie różnicy wielkiej nie ma, poza sposobem wiązania nici.. no i trzymaniem igły.. ale to drobiazg.. łatwo było..
zszyłam rozcięcie na świńskiej nóżce szwem podskórnym tak, że widać było tylko cienką kreskę rozcięcia..
nie ukrywam, że zajęcia mi się spodobały.. chociaż nigdy bym siebie o to nie posądzała.. do niedawna na samą myśl o kłuciu robiło mi się zimno i nigdy nie patrzyłam jak mi ktoś robi zastrzyki albo pobiera krew.. nie mówiąc już o całej reszcie.. a zwłaszcza o tym, że sama miałabym coś takiego zrobić..
A tu proszę..
jak to się jednak człowiek zmienia na stare lata..
