Zacznę od tego, że od lipca poprzedniego roku poszukuję swojego zaginionego Kocurka Mićka. W międzyczasie w moim życiu pojawił się kocur Śnieżek. Piękny, dostojny, biały z czarnymi uszkami i ogonkiem… Zauważyłam go pewnego wrześniowego dnia, idąc rano do pracy. Zaczęłam przynosić mu jedzenie. Kocurek był dziki. Czaił się pod krzakami i podchodził do miski dopiero jak odeszłam. Nigdy nie próbowałam go głaskać. Sam pewnego dnia się przełamał


Zanosiłam mu jedzenie rano przed pracą o 7.30 i po południu między 16, a 16.30, niekiedy była to 17 z minutami. Czasem kiedy nie chciał jeść po południu, to przychodził tylko na głaski i leciał dalej. W niedzielę kiedy nie szłam do pracy wstawałam rano i też leciałam do niego z miską, z jego ukochaną saszetką np. wołowinkową i z plasterkami kiełbaski. W zasadzie to wszystko lubił. I boczek i kotlety mielone. Rybę chyba lubił najmniej.
Śnieżka dokarmiałam pod krzaczkiem. Dokarmiałam jeszcze kotkę kilka metrów dalej, w takiej wnęce w ścianie, za kratkami (dorobiłam sobie klucze), ale kotka przychodziła coraz rzadziej, ostatnio w ogóle i kiedy zrobiło się chłodno Śnieżek się tam przeniósł. Spał w kartoniku kotki, na poduszce. Kiedy na dworze zrobiło się bardzo chłodno, zaniosłam za kratki dużą, kartonową budkę dla Śnieżka. Wprawdzie nie miałam styropianu, ale tata pomógł mi ją jakoś złożyć i włożyliśmy do środka grubą kołdrę, i kapę i ciepły polarek. Na budkę położyłam ręcznik i wielką kołdrę. Wstawiłam budkę tak, że nie wiał na nią wiatr, ani nie padał śnieg. W budce na pewno było mu w miarę ciepło (mam nadzieję), ale poza budką było chłodniej, więc woda zamarzała. Nosiłam przy sobie wodę w razie gdyby Śnieżek chciał się napić. Dostawał suchą karmę, ale miałam przy sobie saszetkę i kiełbaskę na wypadek gdybym go zastała. Jakoś udało mu się przetrwać zimę. Sylwestra również, chociaż było ciężko, bo musiałam nieźle się nakombinować, żeby dorobić sobie klucz do piwnicy, w której czasem też nocował. Raz spotkałam pana, który opiekował się małym Śnieżkiem i jego mamą. Mama zdechła, miała ponoć pełno robaków. Śnieżek ma burą siostrę, ale nie wiadomo gdzie, a sam ma ok.3 lat i już w wieku ok.3 miesięcy jako rezolutny i zaradny kotek wyruszył sam w świat. Wracał tylko na zimę do piwnicy, a przez prawie cały rok gdzieś sobie wędrował. Ten pan, który dokarmiał małego Śnieżka niestety już tam nie mieszka i kotu ciężko byłoby spędzić tą zimę, bo wszystkie okna w piwnicy były pozamykane. Na sylwestra pod głupim pretekstem wchodziłam do bramy jak tylko drzwi się otwierały i udawałam, że szukam znajomej, a tak naprawdę to uważałam, żeby nikt nie widział i otwierałam mu okienko w piwnicy. Kilka razy chodziłam w sylwestra sprawdzałam czy wszystko z kotkiem w porządku (mieszkam ulicę dalej).
W styczniu Śnieżek zniknął na 3 tygodnie. Chodziłam, szukałam, prosiłam o otwarcie piwnic, wołałam i nic. Znajoma, która dokarmia niedaleko koty mówiła, że pewnie na dziewczyny poszedł i żebym się martwiła, bo pewnie lada dzień wróci. I miała rację. Śnieżek wrócił. Zjadł dwie saszetki i znowu poleciał na dziewczyny

Ponownie znikł na 3 tygodnie. Ostatnio chodziłam za te kratki tylko popołudniami, bo jedzenie prawie nie znikało. Chodziłam co dwa dni i wymieniałam jedzenie na świeże. Zauważyłam, że na kołdrze na wierzchu pudełka odbite są kocie łapki. Czułam, że Śnieżek przychodzi, ale rozmijaliśmy się. W tamten czwartek przyszłam trochę później, po godz 17 i jakoś tak się zasiedziałam za tymi kratkami, bo oglądałam jeża, który też tam się zadomowił

Na drugi dzień siostra powiedziała mi, że również widziała Śnieżka poprzedniego dnia, ale rano. Konserwator szkolny również go widział. W piątek urządziłam na niego polowanie. Zaopatrzona w pojemnik na koty spacerowałam wokół szkoły ponad 2 godziny. Konserwator był do późna w pracy, więc gdyby zobaczył kota miał mnie powiadomić. Już miałam iść do domu kiedy zobaczyłam Śnieżka. Już nie szedł normalnym krokiem, tylko ciągnął łapki po ziemi, wyglądał jakby miał gorączkę i co dziwne w ogóle nie reagował na ludzi dookoła! Tak sobie to tłumaczę, że może wcześniej ta rana aż tak go nie bolała, ale teraz czuć było już ropą od niego (w czwartek w zasadzie też) i widać nie mógł wytrzymać z bólu. Zawołałam go i podszedł. Wszedł za krateczki do miski i dał się złapać do pojemnika na koty, ponieważ tam wstawiłam miskę z saszetką. Zaniosłam go do weterynarza. Wyrwał się i biegał jak szalony. W końcu udało nam się go złapać. Dostał dwa zastrzyki. Zaniosłyśmy go z mamą na działkę. Dałyśmy kocyki, miseczki, kuwetkę i spokojnie zjadł i poszedł spać. Śnieżek miał dostawać zastrzyki co 3 dni. Aż mi serce pęka jak przypomnę sobie kiedy go łapałyśmy na działce, żeby znowu na zastrzyk do weterynarz zanieść. Tak się zapierał tymi brudnymi łapkami… (takie łapki króliczka miał…) 6 dni po złapaniu, w środę czuł się dobrze. Mama mówi, że nawet się wyczyścił trochę i już nie wyglądał jak węgielek i zeskoczył z łóżka i zaglądał co mama mu jeść przyniosł

W sobotę rano pochowałam go na działce. Pogłaskałam po łepku, podrapałam za uszkiem tak jak lubił, potrzymałam za zimne łapki… Powiedziałam mu, że przepraszam go za to, że skupiając się na poszukiwaniu zaginionego Mićka, nie zauważyłam jakiego cudownego Kocurka mam obok siebie… I nawet jeśli mówiłam Śnieżkowi, że do Mićka to mu daleko i że nim nie jest (taka durna jestem!) to teraz powiedziałam mu, że to prawda, że Mićkiem nie jest, bo jest zupełnie inny, ale kocham go tak samo mocno jak Mićka i że będzie mi go bardzo brakować…
Mam wyrzuty sumienia cały czas… że wtedy jak drugi raz Śnieżek zniknął to chodziłam co drugi dzień, ale skąd mogłam wiedzieć, że coś może mu się stać? Takie głupie tłumaczenie się… Tak myślę, czy może Śnieżek sam wyszedł do ludzi, bo nagle jednego dnia widziała go i siostra i ja i konserwator, a może wcześniej na chwilę przychodził i znikał z raną dalej gdzieś… I chyba znowu sama przed sobą się tłumaczę… Mogłam przecież iść trochę później i może bym go zastała, ale skąd człowiek może wiedzieć czy wtedy jakbym czekała przyszedłby? Może byłby wcześniej i i tak byśmy się rozminęli… Mogłam więcej czasu mu poświęcić… a nie tylko Miciek i Miciek, ale przecież jedzenie miał, nawet w niedzielę chodziłam, budkę miał, kołderki, kocyki, głaskanie… Kolejny tłumaczenie się… Zastanawiałam się dlaczego nie zabrałam go na zimę do domu, ale przecież on żył 3 lata tak, na wolności. Kochał biegać po podwórku, za ptakami, bał się ludzi… Widziałam jak bardzo był przerażony kiedy był pierwszy raz zamknięty w 4 ścianach u weterynarza… W życiu nie widziałam tak przerażonego kota… Zamknięcie go w 4 ścianach byłoby katorgą…
Jeszcze kiedy spał za kratkami widziałam, że poduszka na której spał była zasiusiana… jakoś wtedy nie zwróciłam na to uwagi… Na działce siusiał pod siebie lub obok… Myślałam, że to może z powodu zastrzyków w tylne łapki nie mógł chodzić i dlatego tak robił. Powiedziałam o tym weterynarzowi i mieliśmy zrobić badania krwi po tym jak rana troszkę by się podgoiła, żeby sprawdzić co z nerkami. Nie zdążyliśmy… Już za późno na cokolwiek… Myślałyśmy ze mamą, że jak wyzdrowieje, a nie będzie chciał od nas iść to go już na działce zostawimy i zostanie z nami…
Tyle myśli mam w głowie i tyle pretensji… Ale może tak miało być? Że nieważne co próbujesz robić to wszystko (lub prawie wszystko) jest już jakoś wcześniej ustawione? Może tak miało być, że miałam poznać Śnieżka, oswoić go do siebie i pomóc mu odejść z tego świata z godnością i w miłości… a nie żeby zdechł jako niekochany, głodny, płaczący z bólu kot…
Do Śnieżka:
Mam tylko nadzieję Śnieżku, że zrobiłam to, co w mojej mocy. Wybacz mi, że nie zdążyłam Ci pomóc… Mogłam próbować Cię złapać dzień wcześniej, mogłam to, mogłam tamto… Nigdy nie zapomnę jak szłam do Ciebie z miseczką, a Ty wybiegałeś i piskliwie miauczałeś i prowadziłeś mnie pod nasz krzaczek


Przepraszam Cię Śnieżku. Kocham Cię ponad życie. Chciałabym tylko, żebyś mi się przyśnił… Jak biegasz po trawce, pod naszym krzaczkiem… Wtedy wiedziałabym, że jesteś TAM szczęśliwy… Pobrykaj kotusiu w moich snach...
Ps. Posadzę Ci kwiatki tam gdzie leżysz… najpiękniejsze jakie znajdę…
Gdziekolwiek jesteś jestem zawsze przy Tobie…
Nigdy Cię nie zapomnę, a pustka w moim sercu po Twoim odejściu jest NIE DO WYPEŁNIENIA

Śpij spokojnie moje maleństwo...
DZIĘKUJĘ CI Śnieżku… :*********************************